17 kwietnia 2015

21. Pokój.

Spała jeszcze, gdy on się obudził. Wstał z łóżka i poszedł do łazienki. Spojrzał w wiszące nad zlewem lustro. Sińce pod oczyma, potargane włosy, opuchnięta od długiego snu twarz. Przemył oczy zimną wodą i wskoczył pod prysznic. Wciągnął na siebie wczorajsze ubrania. Wrócił do pokoju i usiadł na kanapie.
Zawsze lubił na nią patrzeć. Nie była specjalnie piękna, nie wyglądała jak jej siostra, która swoją aparycją zwalała z nóg każdego, ale od lat uważał jej pociągłą twarz za ładną. Nie piękną, nie przyciągającą spojrzenia, nie zachwycającą. Po prostu ładną. Mnóstwo ludzi ma ładne twarze. I ona też. Mógłby pewnie powiedzieć, że to była jego ulubiona ze wszystkich ładnych twarzy, jakie w życiu widział. Kochał jej błękitne oczy, które stanowiły odbicie jego własnych. Jej duży nos i zupełnie do niego niepasujące wąskie, często popękane usta. Jasne brwi, które teraz wyraźnie kontrastowały z nienaturalnym kolorem włosów. Lubił przerwę między jej zębami i trądzik na czole, który wciąż próbowała zasłaniać długą grzywką. Gdy teraz wpatrywał się w jej twarz, nie mógł pozbyć się wrażenia, że nie powinien tego robić. Choć zaledwie kilka godzin temu całował ją i dotykał, teraz obserwowanie jej wydało mu się czymś aż zbyt intymnym. Chciał odwrócić głowę. Włączyć telewizor, poczytać gazetę, wyjść do sklepu. Zrobić cokolwiek, byle tylko uciec przed jej ładną twarzą. Ale nie mógł oderwać od niej wzroku. Dawno na nią nie patrzył. W ostatnim czasie ich spotkania opierały się przede wszystkim na spuszczaniu wzroku i unikaniu spojrzeń. Teraz bezkarnie mógł się jej przyglądać, przynajmniej do czasu, gdy się nie obudzi i sprawdzić czy wszystko jest dokładnie tak, jak to zapamiętał.
Wczoraj wieczorem nie zdążył się jej dokładnie przyjrzeć. Oboje utonęli w nagłym przypływie zupełnie niespodziewanych emocji, znajdując czas jedynie na pocałunki i rozpalony dotyk. Nie żałował tego, choć był niemal przekonany, że gdy tylko Lisa się obudzi, urządzi mu tu straszną awanturę. Tak jakby tylko on był odpowiedzialny za to, co się wydarzyło. Tak jakby to on zaciągnął ją do łóżka. W porządku, technicznie rzecz biorąc, rzeczywiście ją do niego zaniósł. Ale przecież nie zrobił niczego wbrew jej woli. Problem polegał na tym, że porannej reakcji Lisy nie dało się przewidzieć. Zresztą, miał wrażenie, że od jej powrotu do Norwegii w ogóle trudno jest spodziewać się po niej logicznego zachowania. Kiedyś, po wspólnie spędzonej nocy w jego mieszkaniu, rano zjedliby tosty i obejrzeli kreskówki. Dziś nie miał bladego pojęcia czego oczekiwać.
Studiował rozmieszczenie pieprzyków na bladej skórze jej ramienia wystającego spod kołdry, gdy dostrzegł, że otworzyła oczy.
- Dzień dobry - zaryzykował, czując, że kompletnie zaschło mu w gardle i próbując przewidzieć w myślach jej odpowiedź.
- Dzień dobry - zamruczała w poduszkę, przeciągając się i szczelniej okrywając kołdrą. Miała na sobie bieliznę, ale najwidoczniej uznała, że dość już się napatrzył. Spod pierzyny wystawała teraz jedynie jej głowa.
- Jak się spało? - Uznał, że może spróbować pociągnąć rozmowę, skoro jeszcze nie zdecydowała się na to, by go zakrzyczeć, strzelić mu w twarz i wybiec z mieszkania. Właściwie sądził, że na razie idzie im zadziwiająco dobrze, mimo że wypowiedziała zaledwie dwa słowa. Ale słowa te nie brzmiały "zabiję cię", co napawało go niedorzecznym optymizmem.
- W porządku - odparła, przecierając dłonią zaspane oczy. - Ale chyba musisz kupić nowy materac. Sprężyny się wbijają w plecy. Pewnie mam siniaki - dodała urażonym tonem.
- Pokaż - powiedział zaczepnie, zanim zdążył ugryźć się w język.
Podniosła się do pozycji siedzącej, odwróciła i opuściła uparcie ściskaną do tej pory kołdrę. Zgarnęła długie włosy na jedną stronę, w całej okazałości prezentując mu swoje plecy. Zatkało go.
- I jak? Będziesz mi płacił odszkodowanie? - spytała zadziornie. Ale jej głos zadrżał i mógł przysiąc, że sama była zaskoczona tym, co właśnie zrobiła.
- Nic tu nie widać - powiedział, decydując się zagrać w jej grę. Wstał z kanapy i podszedł bliżej. Przyklęknął przy materacu, na którym siedziała i delikatnie przejechał dłonią po linii jej kręgosłupa. - A nawet jeśli, to na pewno bym ci nie płacił odszkodowania. Mógłbym jedynie pocałować, żeby się szybciej zagoiło.
Natychmiast się odwróciła. Podciągnęła kołdrę pod brodę i wstała z łóżka.
- Nie zapędzaj się - rzuciła idąc do łazienki. - I zrób śniadanie, bo strasznie ci burczy w brzuchu. Słyszę to już od piętnastu minut.
Tuż przed drzwiami zrzuciła z siebie kołdrę, zmuszając go by bezwiednie po nią podszedł i rzucił z powrotem na łóżko. Dopiero potem skierował swoje kroki w stronę lodówki, wyciągając z niej to, co mogło się jeszcze nadawać do jedzenia. Nigdy nie był dobry w prowadzeniu domu i zaopatrywaniu się w najpotrzebniejsze produkty. Podejrzewał, że gdyby nie Vilberg, aspirujący do roli naczelnego kucharza norweskiej kadry, dawno temu nabawiłby się zatrucia pokarmowego po zjedzeniu przeterminowanych produktów, a w ostateczności umarł z głodu.
- Szaleństwo - skwitowała po dziesięciu minutach Lisa, siadając na taborecie po drugiej stronie blatu i uważnym spojrzeniem mierząc rzeczy, które na nim ułożył. Pół kostki masła, cztery bułki, trzy pomarańcze i kilka mandarynek, parę plasterków żółtego sera i mizernego pomidora, który jej zdaniem natychmiast powinien trafić do kosza na śmieci.
- Mam jeszcze to. - Na ustach Toma zatańczył cwany uśmiech, gdy sięgnął po coś, co stało na szafce za jego plecami. Postawił przed nią duży słoik Nutelli i z zadowoleniem patrzył jak w jej oczach zapalają się wesołe iskierki.
- Wiedziałam, że możesz się bardziej postarać - powiedziała, sięgając po łyżkę.
- Hej, hej, opanuj się, to jest na kanapki. - Zaśmiał się, widząc jej oburzone spojrzenie. Sięgnął po bułki i zaczął je przekrajać. - Smaruj, a nie wyżeraj prosto ze słoika.
- Dobrze, mamo - zironizowała, sięgając po pieczywo.
- Smacznego.

***

Ostatni raz był tu z Lisą, gdy zaciągnęła go na siłę, słysząc, że tak właściwie to niespecjalnie lubi to miejsce. Ona je kochała, a że była typem osoby, która nie potrafi przyjąć do wiadomości, że jej przyjaciele mogą nie lubić czegoś, co ona uwielbia, oczywiście musiał tu z nią przyjść i spędzić kilka godzin, słuchając jej niezwykle szczegółowego wykładu na temat każdej rzeźby, którą mijali. To było jakieś trzy lata temu, ale był pewien, że jej entuzjazm ani trochę się nie zmniejszył, zważywszy na to, jak często przychodziła tu na spacer w okresie, gdy razem mieszkali. Park Vigelanda z pewnością miał swój urok, który nawet on potrafił docenić, ale był też miejscem chętnie odwiedzanym przez turystów, a on, jak na typowego mieszkańca Skandynawii przystało, niespecjalnie przepadał za zatłoczonymi przestrzeniami publicznymi, w których ciężko na czymkolwiek się skupić, gdy z każdej strony dolatują głosy przechodniów, a człowiek przestaje słyszeć własne myśli. Zimą jednak park zachęcał nawet jego. Po południu właściwie zupełnie pustoszał, gdy wszyscy, którzy uraczyli już oczy pięknym krajobrazem i rzeźbami, chowali się przed szybko zapadającym zmrokiem w małej kawiarni przy głównej bramie. Dopiero wtedy potrafił się tu odnaleźć, wyciszyć i poczuć rzekomą magię tego miejsca, którą tak lubiła podkreślać Lisa.
- Czemu zupełnie mnie nie dziwi, że mojej siostrze się tu podoba? - spytała Anette, z dezaprobatą przyglądając się ogromnemu, kamiennemu chłopcu, ze złością tupiącemu nogą. - Te rzeźby są okropne.
- Naczytała się fachowych opinii i twierdzi, że to sztuka najwyższych lotów.
- A my jesteśmy za głupi, żeby ją zrozumieć - dodała, kręcąc głową i odwracając wzrok od rzeźby. - Może się nie znam, ale chyba wolę patrzeć na ciebie niż na tę... sztukę.
- Jesteśmy nieobyci w świecie i tyle - zaśmiał się Ber, otaczając ją ramieniem. Ten park czy inny, co za różnica, nie obchodziło go, gdzie był, liczyło się jedynie to, że ona jest obok. Mogliby spacerować gdziekolwiek, a on i tak byłby w siódmym niebie tylko dlatego, że trzyma ją za rękę i czuje jaśminowy zapach jej perfum.
- O kim, jak o kim, ale o tobie chyba nie można tego powiedzieć. Trochę się po tym świecie najeździłeś.
- Ale i tak jestem tylko prostym sportowcem, który nie potrafi należycie docenić sztuki.
- Kłóciłabym się czy te okropne gęby w ogóle można tak nazwać - odparła, ucinając temat. - Powiedziałeś jej już?
- Nie.
- Bjoern, wiesz, że nie możesz tego odwlekać w nieskończoność - westchnęła Anette, łapiąc jego dłoń, która wciąż leżała na jej ramieniu.
- I nie zamierzam. Ale to może być jeszcze cięższe niż powiedzenie jej o nas i muszę się przygotować psychicznie. Wiesz jaka jest Lisa.
- Za moment pomyślę, że boisz się dziewczyny, która jest dwadzieścia centymetrów niższa od ciebie.
- Ona nie przyjmie tego tak spokojnie jak ty, wierz mi. Zaraz będzie wrzask, próby przekonywania, żebym jednak nie kończył kariery, szantaże. Generalnie płacz i zgrzytanie zębów. Wolę sobie tego oszczędzić tak długo, jak to możliwe. I nie wiń mnie za to - dodał, całując skrawek jej czoła, wystający spod czapki.
- Nie winię. Po prostu im wcześniej to zrobisz, tym większego dramatu sobie oszczędzisz. Wyobrażasz sobie, co by było, gdybyś w ogóle jej nie powiedział?
- Lepiej o tym nie myśleć. Oszczędzę światu trzeciej wojny światowej, którą by rozpętała. - Oboje się roześmiali, zwracając na siebie uwagę zabłąkanego przechodnia, który akurat ich minął. - Powiem jej jutro.
- No i brawo. W końcu możemy skończyć ten temat i pomówić o czymś przyjemniejszym. Na przykład o tym, czy masz już jakieś plany na nową drogę życia.
- Zabrzmiało jakbyś się mi oświadczała.
- Chciałbyś - mruknęła, wtulając twarz w ogromny wełniany komin, choć była pewna, że w zapadającym coraz szybciej zmroku Ber i tak nie dostrzegłby rumieńców, które wykwitły na jej policzkach, gdy usłyszała te słowa.
- Szczerze mówiąc to sam nie wiem. Chciałbym w końcu porządnie odpocząć. Nawet nie tyle fizycznie, co psychicznie. Przestać w końcu się wszystkim zamartwiać. Właściwie od czasu, gdy podjąłem tę decyzję to już się dzieje. Jestem spokojniejszy. Jakby ktoś zdjął ze mnie ogromny ciężar.
- Sam go z siebie zdjąłeś. A to jak się czujesz chyba najdobitniej świadczy o tym, że podjąłeś słuszną decyzję.
Zatrzymał się w pół kroku i pochylił, by ją pocałować. Długo i namiętnie, nie zwracając uwagi na dziesiątki kamiennych oczu, który się w nich wpatrywały.
- A to za co? - spytała, uśmiechając się lekko i chowając zmarznięte dłonie do kieszeni.
- Chyba jeszcze ci nie podziękowałem za to, jak bardzo mnie w tym wszystkim wspierasz. A naprawdę to doceniam. Z każdą chwilą coraz bardziej. I powinnaś to wiedzieć.
Dokładnie tydzień temu zjawił się pod budynkiem, w którym pracowała i zabrał ją na kolację do jej ulubionej restauracji. Zamówili koszmarnie drogie wino, którego smak w jego opinii niczym nie różnił się od tego, jakie mogliby dostać w każdym supermarkecie. Ale ona rozkoszowała się każdym łykiem, więc bez żalu zapłacił rachunek na niebotyczną sumę, dorzucając kilkadziesiąt koron napiwku dla wystrojonego kelnera, który usługiwał im z godnym podziwu taktem. Gdy butelka opróżniła się do połowy, zdobył się na to, by podzielić się z nią decyzją, którą podjął rankiem tego samego dnia. Najspokojniej jak potrafił wyłuszczył jej całą sprawę, ubierając ją w kilka zgrabnych zdań, które ćwiczył od kilku godzin. Nie spodziewał się, że wypowiedzenie ich na głos będzie go tak wiele kosztować. Już po usłyszeniu jego pierwszych słów, domyśliła się do czego zmierza. Złapała go za rękę i nie puściła dopóki nie powiedział wszystkiego, co leżało mu na sercu. W pierwszej chwili nie wiedziała jak zareagować, ale on chyba nie oczekiwał na żadną odpowiedź. Więc trzymała go za rękę i to musiało wystarczyć. A później, każdego dnia, była przy nim i wspierała go w jego decyzji. Pomogła mu uprzątnąć trzy kartony pamiątek i trofeów, które stały w piwnicy. Te, które uważał za najcenniejsze przełożyli do innego pudła i zanieśli na górę. Odkurzyli i rozstawili na półkach w jego mieszkaniu. Każdego dnia uczyła go jak patrzeć na nie z radością, a nie z żalem. Cierpliwie słuchała jego wywodów na temat konkursów, które najlepiej zapadły mu w pamięć. Patrzyła jak czyści swoje narty z magiczną liczbą 239. Nie protestowała, gdy każdego ranka wychodził cicho z łóżka, starając się jej nie obudzić, ubierał dresy i szedł pobiegać. Czekała na niego z dzbankiem gorącej kawy i streszczała poranne wiadomości, które usłyszała w radiu. Odbierała telefony o każdej porze i zawsze gotowa była go wysłuchać. Nie pozwoliła mu dopuścić do siebie myśli o zmianie decyzji, uświadamiając mu jak bardzo by tego żałował. Była opoką, której potrzebował. Jedyną pewną rzeczą w jego życiu. Jedyną, na której chciał się oprzeć i jak na razie jedyną, którą zapragnął poinformować o swojej decyzji. Nie istniał dla niego scenariusz, w którym mógłby nie powiedzieć jej o tym jako pierwszej. I przez cały ten tydzień ani razu tego nie pożałował.
- Daj spokój, nie musisz mi za nic dziękować.
- Ale chcę.
- Okej, w takim razie możesz to zrobić jeszcze raz - powiedziała, przymykając oczy i niecierpliwie czekając na to, by poczuć na swych ustach jego chłodne wargi.

***

- No dobra, tłumacz się.
- Słucham?
- Słyszałaś. Tłumacz się. - Fredrik podrapał się po długiej brodzie, w której zaczynały się pojawiać pierwsze siwe nitki. - Cały dzień się szczerzysz, a to do ciebie zupełnie niepodobne. Więc mów, co się dzieje.
- Ale to źle? - spytała Lisa, napełniając kolejny kufel piwem. Po prawie miesiącu spędzonym w barze, miała wrażenie, że mogłaby zająć się kelnerowaniem zawodowo. Mimo że na początku tego nie lubiła, wirowanie wśród stolików z tacą pełną szkła przychodziło jej z coraz większą łatwością.
- A czy ja coś takiego powiedziałem? Po prostu zastanawiam się czyja to zasługa.
- Niczyja - mruknęła, odwracając głowę. - Daj mi te orzeszki i lecę.
- Ależ proszę - rzucił zadziornie, stawiając miseczkę na jej tacy. Nie mógł powstrzymać uśmiechu, gdy obserwował jak zgrabnie wydostaje się zza lady i szybko roznosi trunki, wymieniając opróżnione szklanki klientów na pełne.
- Chcesz ją zatrudnić na stałe?
Ledwo dosłyszał pytanie Silje, która jak duch wyłoniła się z zaplecza i wbiła w niego butne spojrzenie stalowych oczu.
- Nawet gdybym chciał, to ona by się na to nie zgodziła.
- Bo ma większe ambicje? - prychnęła dziewczyna, nie kryjąc ironii. Złapała leżącą na barze ścierkę i zaczęła zawzięcie wycierać wysokie szklanki.
- Nie lubicie się, co?
- Chyba nie mam tego w umowie o pracę. Nie muszę jej lubić.
- Oczywiście, że nie. Ale mogłybyście się dogadać, zważywszy na to, że macie wspólnych znajomych - powiedział Fredrik i popatrzył uważnie na żwawe ruchy jej rąk, czekając na jakąkolwiek reakcję.
- Jej powiedziałeś to samo? Czy tylko ja tutaj dostaję kazania?
- Nie denerwuj się. Wiesz, że nie mam nic złego na myśli.
- Oczywiście, że nie. Ty nigdy nie masz nic złego na myśli. A teraz pozwól, że zajmę się tym, po co tu jestem, zamiast dyskutować o jakichś głupotach.
Ze złością rzuciła ścierkę na blat, wzięła do ręki tacę i wyszła zza baru, przywołując na twarz promienny uśmiech. Zrezygnowany Fredrik na moment schował twarz w dłonie i potarł czoło. Mimo że cieszył się obecnością Lisy i powrotem Silje do pracy, nieustanna wrogość między dziewczynami momentami przyprawiała go o zawroty głowy.
- Zmęczony?
Na wysokim taborecie tuż naprzeciwko niego rozsiadł się Hilde, a Fredrik zaczął się poważnie zastanawiać nad tym czy po dzisiejszym wieczorze jego bar będzie jeszcze stał, czy przypadkiem nie zostanie rozniesiony w strzępy. Do pełnej katastrofy brakowało tu już tylko jednej osoby i miał nieodparte przeczucie, że z jego szczęściem, Velta zaraz stanie w drzwiach.
- Chciałem dzisiaj trochę wcześniej zamknąć, a tłumy jak nigdy. Pies to nogą trącał.
- Czemu wcześniej?
- Dzieciaki mają jutro jakieś przedstawienie w szkole i obiecałem, że będę - powiedział Fredrik, a w jego głosie wyraźnie było słychać jak bardzo żałuje tego przyrzeczenia.
- No to się wkopałeś, stary. Jest Lisa? - spytał Tom, rozglądając się po barze.
Dostrzegł ją kawałek dalej, obok pianina, którego Fredrik najwyraźniej nadal nie potrafił się pozbyć, mimo że ona niemal nigdy już przy nim nie zasiadała. Podawała komuś kufel piwa, uśmiechając się lekko. I on też się uśmiechnął, odwracając się do lady i prosząc o szklankę soku. Wciąż nie mógł uwierzyć w to, że wcześniej do niego zadzwoniła i zapytała, czy wieczorem przyjdzie do baru. Miał wrażenie, że ostatnie dwadzieścia cztery godziny się mu przyśniły. Że nadal śpi i z całych sił walczy o to, by się nie obudzić. Wiedział, że popełnili wczoraj błąd, ale nie potrafił zmusić się do tego, by wypowiedzieć tę myśl na głos. Sen był tak piękny, że pragnął, by trwał jak najdłużej. Obawiał się jedynie tego, że Lisa będzie bardziej zdecydowana i utnie to jednym, szybkim ruchem. Nie widział innego powodu, dla którego chciała, by się tu dzisiaj zjawił.
- Hej - podeszła do baru i usiadła obok niego. Przejechała palcami po jego lewej dłoni i był pewien, że to najlepsze powitanie jakie mogła mu zaserwować. Przeszło mu nawet przez głowę, że woli to niż namiętny pocałunek. Była w tym krótkim dotyku jakaś bardzo namacalna intymność, która na krótką chwilę zawróciła mu w głowie mocniej, niż zrobiłby to jakikolwiek alkohol.
- Mogę na dzisiaj skończyć, szefie? - spytała wesoło, przenosząc wzrok na Fredrika. Ten jedynie pokiwał głową, podał jej szklankę soku i poczęstował ją spojrzeniem, które miało zapewne mówić „zejdź mi z oczu i bądź grzeczna”. - Chodź - rzuciła w kierunku Toma, zeskakując z taboretu i kierując się w stronę jednego z pustych stolików.
- No dobra, to powiesz mi, o co chodzi?
- To znaczy? - spytała, upijając łyk pomarańczowego soku i patrząc na niego zdziwiona znad brzegu szklanki.
- Wspólne śniadanie, teraz spotkanie. Jesteś zadziwiająco spokojna i zastanawiam się, kiedy nastąpi wybuch. - Zdecydował się mówić prosto z mostu. Roześmiała się słysząc jego słowa, ale już po chwili zrobiła się zupełnie poważna. - Wszystko okej? Ostatnio cierpisz na jakieś gwałtowne zmiany nastroju.
- Goń się - mruknęła, odwracając wzrok.
- Po prostu powiedz mi, co się dzieje. Bo nie mam pojęcia, czego się spodziewać. Dzisiaj jest wszystko fajnie, ale nie wiem jak będzie jutro.
- A myślisz, że ja wiem? - spytała ostro. Zbyt ostro. Zaraz tego pożałowała. - Jest dobrze, więc nie mieszajmy. Niech się dzieje wola nieba.
- Chyba nie mówisz poważnie?
- Dlaczego nie?
- Lisa, daj spokój, nie mamy pojęcia na czym stoimy. To, że się ze sobą przespaliśmy tylko jeszcze bardziej wszystko komplikuje. Musimy to jakoś obgadać.
- To gadaj. Ja z przyjemnością posłucham.
Patrzyła na niego wyzywająco, czekając na odpowiedź, która jednak przez dłuższy czas nie padła. Nie wiedziała, co miałaby mu powiedzieć. Oczywiście, że nie mieli pojęcia na czym stoją, nie potrafili trzeźwym okiem spojrzeć na to, co się stało, nie umieli wyjść na prostą i wciąż wszystko komplikowali. Chciałaby, żeby było inaczej. Ale wtedy nie byliby sobą. Lisą i Tomem, dwójką najbardziej pokręconych ludzi jacy mogli na siebie trafić, parą, która właściwie parą przestała być dawno demu, nierozłącznym duetem, między którym pojawiła się przepaść, jakiej nie da się tak po prostu przeskoczyć. Nie wiedziała jak spojrzeć na to, co stało się wczoraj. Na ich kłótnię, na jego słowa, na seks. Poszła do niego, żeby się wyspowiadać i wylać wszelkie swoje żale, a wszystko potoczyło się tak, jak nie przewidziałaby tego w najbardziej szalonym śnie. Nie żałowała. Sądziła, że będzie, ale gdy obudziła się dzisiaj, czując na sobie jego spojrzenie, gdy otworzyła oczy, gdy jadła z nim kanapki z Nutellą, dotarło do niej, że niczego sobie nie wyrzuca. Nie wiedziała czy znowu zrobiłaby to samo, ale nie mogła już cofnąć czasu i wcale jej to nie bolało. Wręcz przeciwnie, zafundowali sobie z Tomem tej nocy wyłącznie rozkoszne doznania. Mimo pośpiechu, niepewności, mieszanych emocji. Na przekór wszystkiemu. Zupełnie w ich stylu. Tego ranka była szczęśliwa, choć nie wiedziała, co przyniesie dzień, co powie Tom, co ona sama zrobi po wyjściu z jego mieszkania. Obudziła się w dobrym humorze i tylko to się liczyło. Wczoraj wieczorem zdarzyło się między nimi coś, czemu chciała pozwolić trwać. Jak najdłużej. Nie chodziło tylko o to, że wylądowali w łóżku. To jedynie pozwoliło im na nowo się odkryć, zbadać swoje ciała, poczuć bliskość, za którą tęskniła. Ale za dotykiem szło dużo więcej. Miała wrażenie, że przepaść, która pojawiła się między nimi kilkanaście miesięcy temu, w ciągu zaledwie jednego wieczoru zmalała o połowę. Nie pragnęła za wszelką cenę walczyć o to, by zlikwidować ją w całości, ale cieszyła się tym, czego udało im się dokonać. Pokonywali tę przepaść razem. Była przekonana, że on myśli tak samo. I na razie w zupełności jej to wystarczało. Połowa to dużo więcej niż nic. Cieszyła się chwilą. Od samego rana.
- Nie możemy po prostu zostawić tego, jak jest? - Odezwała się po dłuższej chwili, widząc, że Tom nie ma nic do powiedzenia. - Na jakiś czas? Nie próbujmy niczego poprawić. A przede wszystkim niczego nie psujmy.
- Chwilowe zawieszenie broni? - spytał, unosząc brew.
- Można to tak ująć. Pokój. - Uśmiechnęła się, słysząc własne słowa. Przypomniała sobie, jak w dzieciństwie bawili się jego żołnierzykami. Rozstawiali na podłodze w jego pokoju dziesiątki maleńkich figurek i inscenizowali wyimaginowaną wojnę. Coś takiego jak pokój nigdy nie wchodziło w grę. Każde z nich pragnęło wygrać i nigdy nie przystałoby na żaden kompromis. Niemal nie potrafiła uwierzyć w to jak bardzo ich związek przypominał tę niewinną zabawę sprzed lat. - Zgoda?
- Zgoda.
Uścisnął rękę, którą wyciągnęła w jego stronę. Jej długie palce jak zawsze były zimne. Przypomniał sobie jak gorący był ich dotyk tej nocy i nie powstrzymał uśmiechu.
- Co się szczerzysz? - spytała, wyrywając dłoń z jego uścisku. Odwróciła głowę, nie potrafiąc zapanować nad własną mimiką. Nie chciała odpowiadać uśmiechem na jego uśmiech. Nie chciała wracać do tego, jak było kiedyś. Wiedziała, że jeśli ma im się udać, jeśli zawarcie pokoju ma przynieść jakąkolwiek korzyść, teraz wszystko musi być inaczej. Żałowała, że nie posiada żadnych magicznych mocy, które pozwoliłyby jej na wymazanie ze swojej pamięci wszystkich lat, które spędziła z Tomem. Chyba tylko w ten sposób mogliby zacząć wszystko od nowa. Nie mieli jednak takich możliwości. Przeszłość przypominała im o sobie na każdym kroku i musieli nauczyć się z nią walczyć.
- Chwileczkę, czy ty widzisz to, co ja?
Odwróciła się szybko, łapiąc go za ramię. Jej błękitne oczy otworzyły się szeroko w wyrazie zdumienia, gdy wskazała mu coś palcem prawej ręki. Spojrzał w tamtą stronę, chcąc przekonać się, co wytrąciło ją z równowagi. I musiał zacisnąć mocniej palce na szklance, by jej nie wypuścić.
- Powiedz mi, że nie mam zwidów - wyszeptała konspiracyjnym tonem.
- Nie sądzę, byśmy oboje mogli je mieć - powiedział, odstawiając sok na stolik.
Oparł łokcie o drewniany blat i położył brodę na splecionych dłoniach, nie odrywając wzroku od drzwi, przy których całowali się Rune i Silje. Nie miał pojęcia, co o tym myśleć. I Lisa najwyraźniej też nie. Wydawała się być w szoku. Zamglonym spojrzeniem śledziła dłonie Silje wędrujące po plecach Velty. Nawet nie zauważyła, że sama wciąż mocno ściska ramię Toma.
_________________________________

Lubię ten rozdział, naprawdę.
I te moje pokręcone dzieci też lubię.
I cieszę się, że wy też.

4 komentarze:

  1. Czyżbym miała być pierwsza? Fajno!
    To może zacznę od tego, jak bardzo ucieszyłam się z nowego rozdziały. Gdy pod poprzednim odpowiedziałaś mi w komentarzu, że ten masz już prawie gotowy, tylko odliczałam dni do jego publikacji. No i jest! I chyba nic dziwnego, że tak bardzo go oczekiwałam. To, w jaki sposób zakończyłaś poprzedni rozdział, przyprawiło mnie o porządny ból głowy z serii "Jezu, i co dalej?". Może z normalnymi bohaterami nie nosiłabym w sobie tyle obaw, ale przecież Lisa i Tom nie są normalni (a jakkolwiek to brzmi, to jest to ogromny komplement, bo normalne postacie nie zawsze potrafią wzbudzić tyle emocji) i tutaj można było spodziewać się wszystkiego. Tak więc zastanawiałam się, czy Lisa ucieknie, czy urządzi Tomowi z rana istne piekło, czy może to Tom uzna, że ta noc nie powinna się nigdy wydarzyć i rano zamieni się w oschłego sukinsyna... Czy może jednak tym razem sobie odpuszczą i będzie właśnie tak, jak jest powyżej? No i masz mnie. Zaskoczona nie byłam. Ale szczęśliwa już tak. Bo nieważne, jak bardzo ta dwójka czasem działa na nerwy, ale działa w ten sposób, że i tak chce się ich jeszcze więcej, tak marzę o tym, by się ogarnęli względem siebie i jednak byli razem. Nie wyobrażam ich sobie w innej konfiguracji. Są porąbani, ale są też stworzeni dla siebie z każdą swoją nawet najmniejszą niedoskonałością. Bo co jak co, ale oni mimo wszystko potrafią je wzajemnie zaakceptować i radzą sobie z nimi o wiele łatwiej, niż z tymi własnymi. Ależ mądrości teraz wypłynęły spod moich palców. Aż się załamałam.
    Sęk w tym, że to było takie... takie fajne (ugh, najgorsze słowo, którego zawsze używam, gdy nie wiem, jak określić coś, co mi się podoba, a "fajne" to taki wytrych do wszystkiego). Fajne było to, że ten poranek był taki spokojny, że normalnie ze sobą rozmawiali, że zjedli tę Nutellę i no... Uśmiechnęłam się. Uwielbiam Lisę i jej infantylność, ale tutaj przełamała ją. Ona bardzo, ale to bardzo powoli dojrzewa. Na razie cieszę się tym, że mimo wszystko nie odwróciła się od Hilde, tylko wyciągnęła w jego stronę rękę. Byłam potwornie zaskoczona, gdy Tom przyszedł do knajpy, bo Lisa poprosiła by się spotkali. Ona sama do niego zadzwoniła! Żeby przyszedł! Ludzie, zmierzcie jej temperaturę, poziom cukru, ciśnienie i zróbcie tomografię! Ewentualnie chowajcie się do schronu, bo tak jak Tom zastanawiam się, kiedy nastąpi wybuch. No ale dobra, pokój. Ten tytułowy pokój, który zawarli później... Mam nadzieję, że się utrzyma. Że w następnym rozdziale nie wyskoczą z jakąś kłótnią i znów tylko strzępy będą fruwały w powietrzu. Chociaż tym razem wydaje mi się, że w strzępach będzie Żółw. Przy końcówce miała oczy wielkie jak gały Koivuranty. I polecę tekstem mojego ukochanego doktora "Ale osochodzi?".
    Anyway, długo czekałam na tego typu sytuację między Lisą i Tomem. Chyba odkąd znalazłam to opowiadanie i zaczęłam je pochłaniać (nie czytać) modliłam się o ten pokój dla nich. I mam! Niech on tylko się utrzyma jak najdłużej. Bo czy na zawsze? Oj, z nimi to raczej nie wiadomo.
    W podsumowaniu wspomnę jeszcze o Bjoernie i Anette, którzy dla mnie już kompletnie nie mogą występować w pojedynkę. Tak pięknie się ze sobą zrośli, że czekam na zaręczyny, ślub i małe Bjoerny. Ale póki co, niech się Romoeren nastawi na powiedzenie Lisie o swojej karierze, a raczej jej końcu. (Potwornie nie lubię gadać o Berze w aspekcie jego zakończonej kariery, chyba nigdy się z tym nie pogodzę :x).
    Jak zawsze posyłam mega dużo pozytywnych fluidów, mających na celu wsparcie Twojego wspaniałego tworzenia. Życzę dużo weny, cierpliwości i spokoju i cóż... do zobaczenia pod następnym rozdziałem! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. musiałam na moment oderwać się od ich wiecznych kłótni i obrażania się nawzajem i stąd to zawarcie pokoju. myślę, że im się przyda i wyjdzie na dobre. a mnie to już na pewno, bo szału można dostać z takimi bohaterami ;) trzeba ich w końcu okiełznać, na tyle, na ile się da.
      końcówka miała wywołać mniej więcej taki efekt, jaki opisałaś, cieszę się, że jeszcze udaje mi się coś takiego zrobić. o velcie więcej będzie w następnym rozdziale, więc mam nadzieję, że jednak trochę się wyjaśni i będzie wiadomo skąd ta końcówka się wzięła. bo nie z nieba, chociaż w sumie tak to wygląda :D
      a w ogóle to dziękuję Ci za to, co napisałaś o net i berze, bo to normalnie miód na moje serce. ja ich uwielbiam i cieszę się, że Ty też i w ogóle idealnie ich oddałaś w tych paru zdaniach, bo ja też bym najchętniej już widziała ten ślub i małe bjoerny i jeszcze stadko mopsów na doczepkę. (brak berowych mopsów w tym opowiadaniu to największy błąd, jaki mogłam popełnić, przysięgam na boga. i jestem na siebie podwójnie o to zła, zwłaszcza, że mam świadomość, że raczej nigdy już nic o berze nie napiszę, więc glenn jako bohater opowiadania też raczej u mnie nie będzie miał już szans zaistnieć. nie wiem jak ja mogłam do tego dopuścić!)
      dzięki za pozytywne fluidy i wzajemnie, ściskam gorąco, trzymaj się <3

      Usuń
  2. Jestem wredna i tylko sobie po cichu czytam, ale dzisiaj postanowiłam dodać komentarz, wszakże wiem, jakie dla autorki ważne są komentarze. Więc przybyłam, choć rozdział przeczytałam, gdy był jeszcze cieplutki.
    Bałam się poranka po tej nocy, po przecież ta noc mogła zniszczyć coś, co przecież i tak było już zniszczone. Ale na szczęście to był taki malutki, ale milowy krok naprzód. I na dodatek Lisa i Tom byli tacy autentyczni w tym wszystkim. I to naprawdę dobrze się czytało. Teraz pozostaje tylko trzymać kciuki za nich. Liczę, że to, co niegdyś było między nim, wciąż w nich jest. Że znajdą do siebie drogę. Wiadomo, że nie będzie jak było, to niemożliwe, obydwoje się za bardzo zmienili. I korzystając z tego, że jestem już przy nich to powiem tylko, że uwielbiam ostatnią sceną poprzedniego rozdziału. Cudowna! :D Aż się sobie dziwię, że byłam kiedyś mocno #TeamRune. Swoją drogą, Delta i Silje? O co chodzi?
    Wątek Bjoern i Anette. To dopiero geniusz w czystej postaci. Tak cudownie patrzyło się na to, jak oboje się docierają, jak uczą się być razem, jak powoli zmieniają swoje światy, by stworzyć jeden, własny, idealny, choć niedoskonały. Miłość zmienia i widać to po Anette, Bjoern potrafił sprawić, że kobieta stała się otwarta na uczucia, że dojrzała to prawdziwego związku, do założenia rodziny. I naprawdę to doskonała historia. Pokłony!
    Reasumując całość, zawsze kiedy idę do sklepu koło akademika i patrzę na te małe nutelki mam tylko jeden obraz w głowie. Jaki? Wiadomo :D
    Noo miał być ładne komentarz, chciałam dobrze, a wyszło jak zawsze. Trudno.
    Pozdrawiam i mam nadzieję, że nowy rozdział niebawem <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hej, hej. cieszę się, że nadal tu jesteś! jak następnym razem będziesz w tym sklepie, to kup sobie tę nutellę, z myślą o mnie i o tomku. obiecuję, że nie pójdzie w biodra :)

      Usuń