27 marca 2015

20. Naiwni.

Od kilkudziesięciu sekund stała pod jego drzwiami, czekając na to, by w końcu je otworzył. Przeszło jej przez głowę, że może Toma nie ma w domu, a ona stoi tu jak głupia, czekając nie wiadomo na co. Dzieciak, który zbiegał po schodach zmierzył ją wzrokiem, nie zwalniając kroku. Popatrzyła za nim, podziwiając lekkość z jaką przeskakiwał kolejne schodki. Nie słysząc najmniejszego poruszenia za drzwiami, zaczęła wątpić czy rzeczywiście zapukała, czy tylko jej się tak wydawało. Wyciągnęła ręce z kieszeni i jeszcze raz uderzyła knykciami w ciemne drewno. Mocniej. Bardziej zdecydowanie. Musiał usłyszeć.
- No nareszcie - rzuciła ze złością, słysząc przekręcający się zamek. - Naprawdę powinieneś zamontować sobie dzwonek. Albo zacząć myć uszy - dodała, gdy Tom otworzył jej drzwi. 
- Lisa? Co ty tu robisz? - Wydawał się być szczerze zdziwiony. I w duchu przyznała mu do tego wszelkie prawo. Z pewnością była jedną z ostatnich osób, które spodziewał się ujrzeć na swoim progu. 
- Wpuścisz mnie? - Spytała, nieco zbita z pantałyku. Dziwnie wyglądał. Włosy miał strasznie poczochrane, koszulkę wymiętą, a na kolanie dresowych spodni widniała wielka plama. Pod oczyma miał duże sińce, co było do niego zupełnie niepodobne. Wydawał się potwornie zmęczony. Miała wrażenie, że zaraz ją stąd pogoni. 
- Po co przyszłaś? 
- Pogadać? - Bardziej spytała niż stwierdziła, zupełnie wytrącona z równowagi jego zachowaniem. Nie, nie spodziewała się, że powita ją z otwartymi ramionami, oczywiście, że nie. Aż tak naiwna nie była. Ale nie przypuszczała też, że nawet nie zechce wpuścić jej do mieszkania. 
- O czym?
- Mogę wejść? - Miała wrażenie, że jeżeli w przeciągu sekundy sytuacja się nie zmieni, po prostu odwróci się na pięcie i ucieknie. A on nawet się nie poruszył. Stał, opierając się jedną ręką o futrynę drzwi, wbijając w nią puste spojrzenie. - Tom?
Przesunął się na tyle, by mogła prześlizgnąć się koło niego i wejść do środka. Zamknął za nią drzwi, przekręcając oba zamki. Zdziwiło ją to, bo zazwyczaj zapominał o tym, by przekręcić choć jeden. Nie odzywając się ani słowem przeszedł w głąb mieszkania, gdy ona ściągała buty. Odłożyła kurtkę na stojące w wąskim korytarzu krzesło, które najwidoczniej wciąż służyło mu za wieszak. Było zarzucone najróżniejszymi okryciami, na szczycie leżała czapka. Położyła swoją kurtkę ostrożnie, starając się nie przewrócić chybotliwej wieży ubrań.
Przeszła do pokoju. Rozkład trzydziestometrowego mieszkania znała na pamięć, jeszcze z czasów, gdy jako nastolatka bywała tu w każdy weekend. Wąski korytarz bez wieszaka, maleńka łazienka, przechodni pokój połączony z kuchnią i drugi, pełniący rolę czegoś w rodzaju przechowalni, w której lądowało wszystko, co nie mieściło się w głównym pomieszczeniu. Typowa graciarnia, zawalona pudłami, w których znajdowało się mnóstwo bibelotów, jakie przywiózł z rodzinnego domu, uznając, że mogą mu się przydać w stolicy. Gdzieś tam były też jego stare narty. Śmiesznie krótkie w porównaniu do tych, na których skakał teraz. Kolory na nich zupełnie wyblakły. Gdzieniegdzie można by jeszcze pewnie odczytać głupoty, które powypisywał na nich czarnym markerem. Te narty pamiętały czasy jego pierwszego klubu, pierwszych skoków i ich pierwszych randek. Lubił na nie narzekać. Na okrągło powtarzał, że były beznadziejne, zrobione z kiepskiego materiału i zupełnie nie dało się na nich odlecieć. Ale rozumiała, dlaczego zabrał je ze sobą do Oslo i przez tyle lat trzymał w mieszkaniu, mimo że do niczego się już nie nadawały. 
Wchodząc do pokoju, zobaczyła, że Tom rozłożył się na kanapie, a w ręku trzyma butelkę piwa. Druga stała na stole. Wpatrywał się w telewizor. 
- Co oglądasz?
- Jakieś gówno.
Spojrzała na ekran. Szeroko uśmiechnięta blondynka opowiadała o czymś żywo gestykulując. Kojarzyła ją. Dziewczyna prowadziła jeden z głupszych teleturniejów, jakie przytrafiły się norweskiej telewizji. 
- A czemu tak cicho? - Spytała, zbierając z drugiego końca kanapy kilka gazet i odkładając je na stół. Gdy usiadła na przygotowanym miejscu, jego stopy prawie dotykały jej ud. Oprócz tej kanapy nie miał niczego, na czym mogłaby usiąść, musiała się więc zadowolić skrawkiem miejsca i ewentualnym aromatem jego skarpetek. Na pierwszy rzut oka wydawały się na szczęście względnie czyste. Zważając na jego ogólny stan, było to aż zastanawiające. Pod oknem leżał duży materac, służący mu za łóżko, na którym kiedyś uwielbiali razem przesiadywać. Teraz byłoby chyba zbyt dziwnie, gdyby tak po prostu się tam usadowiła. Zresztą, jakby mieli rozmawiać. Ona tam, on tu, na kanapie. Byłoby jeszcze bardziej niezręcznie. 
- Bo pieprzą głupoty.
Popijał piwo, wciąż wpatrując się w ekran. Lisa zaczęła zastanawiać się nad jego stanem. Właściwie zupełnie już odeszła jej ochota na rozmowy. Zwłaszcza jeśli miałaby się próbować dogadać z pijanym. 
- Jak chcesz, to piwo jest w lodówce - powiedział po chwili, nie odrywając wzroku od telewizora, podniesioną ręką, z butelką w dłoni, wskazując w kierunku kuchni. 
- Nie mam ochoty. 
- Nie to nie. - Wzruszył ramionami, tak jakby rzeczywiście nie miało to dla niego żadnego znaczenia.
- Ty też już masz raczej dosyć. - Powiedziała, przechylając się w jego stronę i wyrywając mu butelkę z ręki. Obruszył się urażony, szarpiąc piwo w swoją stronę. Kilka kropel potoczyło się po szyjce butelki, poczuła je na palcach. Zezłoszczony Tom wytarł dłonie w koszulkę, zostawiając na niej mokre plamy.
- Cholera jasna.
Tylko tyle miał do powiedzenia. Patrzył jak Lisa wstaje i wynosi butelkę, jak wylewa resztkę jej zawartości do zlewu, jak stawia ją obok kosza na śmieci, jak myje klejące się od piwa ręce. Nawet nie zareagował. Po prostu patrzył. A ona, pochylając się nad kranem, czuła jak wzbiera w niej złość. Wytarła dłonie w kawałek papierowego ręcznika, którego resztki znalazła na lodówce. 
- Zabieraj kulosy - powiedziała, zrzucając jego nogi z kanapy i siadając wygodniej niż chwilę temu. - Co ty odwalasz, Tom?
- Nic. Napić się już w spokoju nie można? Każdemu się należy po dniu ciężkiej pracy, nie sądzisz? - Jego ton miał w sobie coś, co wywoływało w niej niepokój. Wolałaby, żeby na nią krzyknął. Ale on był zupełnie beznamiętny. 
- Dobrze wiesz, że nie powinieneś tego robić.
- To tylko piwo.
- Nawet nie zauważysz, gdy z głupiego piwa zrobi się wielki problem. Nie musisz znowu przez to przechodzić. 
- Odwal się, dobra? Czego ty w ogóle chcesz? 
Nie wiedziała jak odpowiedzieć. To było dobre pytanie. Po co ona tu przyszła? Siedząc w tramwaju miała wrażenie, że wie. Że wie, czemu tu idzie. Że wie, czego od niego oczekuje. Wciąż miała to gdzieś z tyłu głowy. Ale nie potrafiła powiedzieć tego na głos. Nie potrafiła ocenić, czy Tom jest pijany czy nie. Nie wiedziała czy jest jakikolwiek sens w tym, by zacząć rozmowę.
- Ber chyba się jej oświadczy.
Nie miała pojęcia dlaczego to powiedziała. Nie chciała o tym rozmawiać. Miała mnóstwo problemów, straciła pracę, nie miała się gdzie podziać, kończyły się jej oszczędności. Związek najlepszego przyjaciela ze znienawidzoną siostrą chwilowo nie był jej największym zmartwieniem. Uznała, że dopóki Ber jest szczęśliwy, w ogóle nie będzie zawracać sobie głowy tą dziwaczną parą. A on był szczęśliwszy niż kiedykolwiek. Postanowiła trzymać się na dystans i nie wtrącać. Mimo że dzwonił do niej co najmniej raz dziennie i wciąż przekonywał, żeby wróciła do jego mieszkania, zdecydowanie uznała, że tego nie zrobi. Krok wstecz na nic by się jej nie zdał. Musiała w końcu ruszyć naprzód. Łudziła się, że rozmowa z Tomem jakoś jej w tym pomoże, ale w najmniejszym stopniu się na to nie zanosiło. Zamiast powiedzieć, co jej leży na sercu, wyskoczyła z jakimś idiotycznym stwierdzeniem, że Ber i Anette będą się żenić. Choć nie miała najmniejszych podstaw by tak przypuszczać. Romoeren nic jej nie mówił, nie widziała pierścionka, ich związek wciąż wydawał się być dopiero w początkowej fazie. Ale gdzieś pod skórą czuła, że prędzej czy później właśnie tak się to skończy. Na pierścionku, białej sukni, podróży poślubnej do Portugalii i gromadce dzieci. Może z wyjątkiem tego ostatniego. Dzieci i Anette? Jakoś jej to do siebie nie pasowało.
- Myślałam, że to będzie tylko przelotny romans. Naprawdę. Ale on wpadł po uszy. Kiedyś pewnie rzeczywiście się jej oświadczy.
Nie była pewna czy Tom w ogóle ją słyszy. Jak zahipnotyzowany wpatrywał się w ekran telewizora. Teleturniej się skończył, jakiś facet w okularach wygrał 20 tysięcy koron, prezenterka o śnieżnobiałym uśmiechu zaprosiła widzów na kolejny odcinek, poleciały napisy. Hilde beznamiętnie wpatrywał się w reklamy, a Lisa w niego. Miała wrażenie, że jest pijany i zupełnie nie wiedziała co robić. Choć z drugiej strony nigdy by nie przypuszczała, że mógłby się załatwić niecałymi dwiema butelkami piwa.
- Fredrik o ciebie pytał. Mówił, że dawno cię nie widział. Chociaż to chyba akurat dobrze. Bar to ostatnie miejsce, w którym powinieneś przesiadywać. Słuchasz mnie w ogóle?
Niezidentyfikowany pomruk, który dobiegł jej uszu w odpowiedzi uznała za aprobatę. Choć Tom nie zaszczycił jej nawet spojrzeniem. Podciągnęła nogi na kanapę i wbiła wzrok we własne skarpetki. Zielone, w kolorowe kropki. Kupiła je kilka dni temu na bazarze.
- Wywalili mnie z pracy. Mogłam się tego spodziewać, wiem. W sumie chyba tak właśnie było. Napisałam im pięknego, długiego maila z wyjaśnieniami, ale najwyraźniej mieli to w dupie. Dobrze, że przynajmniej dali mi na odchodne trochę kasy. Fredrik niby niczego ode mnie nie chce, mówi, że to tylko wersalka w kanciapie, ale jakoś mi głupio. Zaczęłam przeglądać ogłoszenia, ale wynajem mieszkania w Oslo to cholernie droga sprawa. Wcześniej jakoś nie zdawałam sobie z tego sprawy. Chyba nawet w Paryżu można by się utrzymać mniejszym kosztem. Ale przecież nie będę siedzieć Fredrikowi na głowie do końca życia. Te trzy tygodnie to już i tak zdecydowanie zbyt długo. Zresztą, zaczynam mieć już po dziurki w nosie tej całej kelnereczki, Silje. Nie mam pojęcia dlaczego Fredrik nadal ją zatrudnia.
Mówiła i mówiła, ale było to jak rzucanie grochem o ścianę. Przypuszczała, że do Toma w ogóle nie dociera, że ona tu jest. Że nie słyszy ani jednego z jej wyznań. Zmieniła zdanie słysząc jego słowa, pierwsze od kilkunastu minut:
- To wracaj do Francji, jak tak ci tu źle.
Tylko tyle. Jedno zdanie, wypowiedziane zupełnie obojętnym tonem. Nawet nie odwrócił głowy od telewizora. Ale i tak wlało to w jej serce odrobinę otuchy. Bo jednak jej słuchał.
- Nie mogę.
- Bo?
- Bo nie.
- To siedź w Oslo. Wielki mi problem.
- Nie mogę wrócić do Paryża, bo rzuciłam studia, Tom. - Słowa, które ledwo przeszły jej przez gardło, na nim zdawały się nie robić najmniejszego wrażenia. Zauważyła, że zacisnął mocniej dłoń na pilocie, ale to była jedyna reakcja, na jaką się zdobył. - Nie wzięłam dziekanki i szczerze mówiąc to nie wiem, dlaczego wszystkim powiedziałam, że to zrobiłam. Tak chyba było łatwiej. Prościej niż przyznać się, że nie podołałam. - Zamyśliła się na moment, wspominając swoje ostatnie tygodnie we Francji. - Kompletnie zawaliłam ostatni semestr. Nie zdałam dwóch egzaminów, a do jednego w ogóle nie podeszłam. Zabrałam z uczelni papiery. Te studia, wyjazd, to wszystko nie było chyba najlepszym pomysłem.
Ostatni tydzień czerwca rozmazywał się w jej wspomnieniach. Pamiętała przede wszystkim hektolitry łez wylane w poduszkę i pocieszającego ją Pierre'a, sąsiada, z którym zawsze dobrze się dogadywała. Przynosił jej francuskie wino i waniliowe lody, które chyba miały poprawić jej nastrój. Do dziś uważała, że był jedyną osobą w całej Francji, którą po roku, jaki tam spędziła, mogłaby określić mianem przyjaciela.
- Nikomu nie powiedziałam, bo... Nie wiem, chyba dlatego, że było mi głupio. Wstydziłam się. Tak strasznie walczyłam o ten Paryż, a nic z tego nie wyszło. Zawiodłam was wszystkich i samą siebie. Dopiero parę dni temu powiedziałam Berowi. I uznałam, że ty też powinieneś wiedzieć. Zwłaszcza, że sugerujesz mi powrót.
Zaśmiała się lekko, wypowiadając ostatnie słowa. Cała ta sytuacja z sekundy na sekundę wydawała się jej coraz bardziej surrealna. Mówiła do Toma tak otwarcie, jakby wciąż byli razem. Jakby ostatnie dwa lata nigdy się nie wydarzyły. Tak szczerze, jak jeszcze nigdy, od powrotu do Norwegii. A on w ogóle nie słuchał. Jak zaklęty patrzył w telewizor, choć jego ciche odgłosy też wydawały się zupełnie do niego nie docierać. Miała ochotę się roześmiać.
- Ber mówi, że nic się nie stało, ale powinnam mu od razu powiedzieć. Stwierdził, że powinnam spróbować tutaj, w Oslo. Sądzi, że bez problemu się dostanę. Może i ma rację, ale w sumie nie wiem czy bym chciała. Zresztą, teraz to nieważne. Najpierw muszę znaleźć jakieś mieszkanie, pracę, cokolwiek...
- Boże, Lisa, zamknij się.
- Słucham? - Jego nagłe ożywienie zupełnie wytrąciło ją z równowagi. Wyłączył telewizor, wyprostował plecy i odwrócił się w jej stronę.
- Zamknij się. - Musiał dostrzec, że zamierza coś powiedzieć, bo nie dał jej dojść do słowa. Zmusił ją, by teraz to ona słuchała. Z otwartymi ustami. - Gówno mnie obchodzą twoje studia. Gówno mnie obchodzą twoje niezdane egzaminy, gówno mnie obchodzi, że śpisz kątem u Fredrika. Gówno mnie obchodzą twoje problemy, bo mam własne. I nie rozumiem po jaką cholerę przychodzisz tutaj i mówisz mi to wszystko. Teraz. Tak jakbym nie miał czym się przejmować.
- Ale...
- Nie ma żadnego „ale”. Pieprzysz jak jakaś katarynka, a mnie to wszystko gówno obchodzi. Jeśli po to tu przyszłaś, to lepiej już idź.
Wstał z kanapy i poszedł do łazienki. A ona nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Poczuła się jakby ktoś ją rozdeptał. Wolałaby, żeby żadne z jej słów rzeczywiście do niego nie dotarło. Wbiła tępe spojrzenie w drzwi, za którymi zniknął, zastanawiając się, czy powinna już pójść. Wystarczyło wstać, założyć kurtkę, buty i trzasnąć drzwiami na odchodne. Ale jakoś nie mogła się przemóc. Nie miała siły, żeby podnieść się z wysiedzianej kanapy. Nie potrafiła uciec przed irracjonalnym gniewem Toma, nawet jeśli czuła, że właśnie to powinna zrobić.
- Wciąż tu jesteś? - Spytał, wychodząc z łazienki. Z jego głosu nie wyczytała żadnych emocji. Nie miała pojęcia czy się ucieszył, czy wolałby, żeby rzeczywiście sobie poszła.
- Mam iść?
Wzruszył jedynie ramionami i otworzył lodówkę. Po jakimś czasie wrócił na kanapę, usiadł obok Lisy i postawił na stole dwie puszki. Pokręciła z niedowierzaniem głową.
- Tom, co ty wyprawiasz...
- Zalewam smutki. - Westchnął głęboko, sięgając po jedno z piw.
- Musisz z tym skończyć - powiedziała, wyrywając mu je z ręki. Wzięła też drugie i szybko powędrowała w stronę kosza na śmieci.
- Cholera jasna, Lisa! Szlag by cię trafił! Oddawaj to - warknął, podchodząc do niej i łapiąc ją za rękę.
- Nie!
Odwróciła głowę i spojrzała mu w oczy. Stał tak blisko. Czuła jego oddech. Doskonale widziała wszystkie drobne zmarszczki wokół jego oczu. Dotykał jej. I patrzył na nią jak na najgorszego wroga.
- Pieprz się - mruknął, puszczając jej rękę. Beznamiętnie patrzył jak otwiera puszki i wylewa ich zawartość do zlewu, a następnie wyrzuca je do kosza na śmieci. - Pieprz się - powtórzył, gdy zawiązała niebieski worek, z którego zaczynało się już wysypywać.
- Sam się pieprz - rzuciła, nie zwracając na niego uwagi. Wyciągnęła śmieci z kubła i odstawiła je w kąt. Stwierdziła, że zabierze je, gdy będzie wychodzić. Co, jak sądziła, nastąpi za krótką chwilę. Otworzyła lodówkę i przejrzała jej zawartość, upewniając się, że nie ma w niej już alkoholu. Zajrzała do kuchennych szafek.
- Coś tam zgubiłaś? - Spytał zjadliwie, uważnie śledząc jej ruchy.
- Tylko cię sprawdzam.
- Jak będę miał ochotę się upić, to pójdę do pierwszego lepszego monopolowego. Albo jeszcze lepiej, pójdę do Fredrika i ululam się na twoich oczach. Co wtedy zrobisz?
- Jezu, Tom, to nie jest zabawne. Ogarnij się w końcu.
- I kto to mówi. Przyszłaś tu, żeby mi się wyżalić, bo jesteś święcie przekonana, że ty jedna na tym świecie masz problemy. Otwórz oczy, dziewczyno. Nie jesteś pępkiem świata. Jesteś tylko głupiutką. małą Lisą, która sobie nie poradziła. Której nie wyszło. Która zawaliła studia, pracę, która nie ma gdzie się podziać. I co? Wszyscy mają się nad tobą litować, tak? No to uświadom sobie w końcu, że nikogo to nie obchodzi. A już na pewno nie mnie.
Każde jego słowo było jak maleńki nóż, który wbijał w jej serce. Raz za razem, na oślep, raniąc jak popadnie. Nie wiedziała czy mówił szczerze, czy słowa, które wypływały z jego ust były powodowane krążącym w jego żyłach alkoholem. Nie wiedziała nawet ile wypił. Ale niewiele ją to obchodziło. Chciała stąd uciec. W tej chwili zupełnie już nie wiedziała, po co w ogóle do niego przyszła. Miała wrażenie, że bardzo dawno temu biegła po schodach na drugie piętro, siedziała w tramwaju, przebiegała przez ulicę na czerwonym świetle. Całe wieki temu. Wtedy jeszcze wiedziała, po co tu idzie. Teraz wiedziała jedynie, że sromotnie się pomyliła.
- Jesteś okropny, Tom. - Tylko tyle z siebie wydusiła, czując, że dławi się własnymi łzami.
- Owszem, jestem. Jestem okropny. Tak okropny, że nie chcą mnie na Olimpiadzie, mimo że tak zajebiście ciężko na nią pracowałem przez ostatnie lata. Jestem okropny i beznadziejny. Wszyscy macie rację.
Słyszała jak drży jego głos. A gdy podniosła oczy, zobaczyła, że po jego policzkach spływają łzy. Zamarła. Nie miała pojęcia, co robić.
- Ale... ale jak to?
- Jak co? - Uniósł oczy i zmierzył ją chłodnym spojrzeniem. Dostrzegł jej zdziwienie. - Ja pierdolę. Nawet nie wiedziałaś, co? A ja, jak ten debil, sądziłem, że to dlatego tu przyszłaś. Boże, jaki ja jestem naiwny.
- To dlatego? Dlatego powiedziałeś mi te wszystkie okropności?
- Jezu! A jakie to ma znaczenie? - Złapał się za głowę, zupełnie nie zwracając uwagi na łzy płynące po policzkach. Miał ochotę podejść do niej i mocno nią potrząsnąć. Sprowadzić ją na ziemię. - Naprawdę tylko to cię obchodzi? Że coś powiedziałem i cię zabolało? Że zraniłem biedną, małą Lisę? Wyobraź sobie, że chwilowo w dupie mam twoje uczucia. Nie jesteś pępkiem świata, Lis.
Podeszła bliżej niego. Stanęła obok, tak jak on oparła się o blat szafki. Ich ręce dzieliło kilka centymetrów. Przez moment miała niewysłowioną ochotę dotknąć jego dłoni. Jakoś go pocieszyć. Dopiero po chwili uświadomiła sobie jak głupie by to było.
- Naprawdę myślałem, że pojadę.
Nie odzywała się. Wiedziała, że jeśli to zrobi, jeśli cokolwiek powie, nawet gdyby były to słowa pocieszenia, on jedynie znowu zaatakuje. Uznała, że przez chwilę lepiej będzie wyłącznie milczeć. Słuchać. Choć przecież równie dobrze mógłby już nic nie powiedzieć.
- Wiem, że nie jestem najlepszy. Wiem, że bywałem w dużo lepszej formie. Ale najgorszy też nie jestem. I tak strasznie chciałem jechać. Tak cholernie o to walczyłem. I po co?
Jego głos był pełen goryczy. Słyszała w nim smutek, zawód, złość i zawiedzione nadzieje. Chyba wolałaby, żeby dalej na nią krzyczał i jak noże wbijał w jej serce ostre, niesprawiedliwe słowa. Bo to, co słyszała teraz było dużo gorsze. Jeszcze nigdy nie widziała go tak przybitego, a znała go przecież całe życie.
- Pierdolony Stoeckl i cała reszta tej pokurwionej zgrai.
Przypomniało jej się jak była w pierwszej klasie podstawówki i wracając z Tomem ze szkoły wdepnęła w głęboką kałużę. Wtedy z jej ust wyrwało się pierwsze przekleństwo. Nakrzyczał na nią. Pouczył, że nie powinna tak mówić. Oburzona twarz dziesięciolatka stanęła jej przed oczyma jak żywa, gdy jego kilkanaście lat starsza wersja postanowiła używać przekleństw zamiast znaków interpunkcyjnych.
- I co, niby nie mógł mi o tym wcześniej powiedzieć? Ale musiał tak przy wszystkich, szlag by go trafił. Wiedział, że nie będę się z nim kłócił przy reszcie.
Tom na moment przerwał i spojrzał z góry na Lisę. Ona wbijała wzrok we własne stopy. Widział, że czuje się niekomfortowo. Stukała palcami o blat szafki i chyba czekała na sposobną chwilę, by coś powiedzieć. Ale nie wiedziała co. Przesunął dłonią po jasnym drewnie i dotknął jej palców. Poczuł, że się wzdrygnęła.
- Naprawdę nic nie wiedziałaś, co? Był czas, że żyłaś tylko i wyłącznie skokami.
- O matko. To trwało jakieś dwa miesiące, w czasach liceum. Dawno i nieprawda.
Miała wrażenie, że się uśmiechnął, ale nie była na tyle odważna by podnieść głowę i przekonać się na własne oczy.
- Mieszkałaś z Berem przez pół roku, jeździłaś na zawody, musiałaś wiedzieć, co się dzieje. A teraz żyjesz w jakiejś dziwnej, mydlanej bańce, odcięta od wszystkich i wszystkiego. Przypominasz sobie o nas tylko wtedy, gdy czegoś potrzebujesz.
- To nieprawda.
- Jak to nie? Przecież to cała ty. - W końcu zdecydowała się na niego spojrzeć. Nie spodziewała się tylko, że on przez cały czas patrzył na nią. Unosząc głowę, zajrzała prosto w jego błękitne oczy. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że ich dawny blask, który pamiętała z ich wspólnej przeszłości, przygasł. Zagubił się wśród zmartwień dorosłości, walki o formę i o samego siebie. - Wczoraj ogłosili skład. Jak zobaczyłem cię w moich drzwiach naprawdę sądziłem, że to z tego powodu tu jesteś. Ale ty chciałaś się jedynie wyżalić, wypłakać na czyimś ramieniu, bo nagle zdałaś sobie sprawę ze wszystkich problemów, które na ciebie spadły. Jestem cholernie naiwny.
- Ja też - odparła. - Idąc tutaj, sądziłam, że będę mogła porozmawiać z przyjacielem. Z kimś, kto wie o mnie wszystko. Że to będzie szansa na wygadanie się, na usłyszenie dobrej rady. Zamiast tego zastałam cię z piwskiem w ręce, a moja słowa odbijały się od ciebie jak groch od ściany. Zobaczyłam człowieka, którego nie znam, którego nie chcę znać. Dowiedziałam się, że jestem pierdoloną egoistką, którą wszyscy mają w dupie. Cóż... Ostatecznie chyba jednak do siebie pasowaliśmy. Oboje jesteśmy beznadziejnie naiwni.
Widziała jak mruży oczy, słuchając jej słów. Jak się nad nią pochyla. Poczuła jego dłoń na biodrze i jego usta na własnych wargach. Całował ją tak samo jak kiedyś. A jednak zupełnie inaczej. Smakował piwem i solą. Sądziła, że to wina łez, które wcześniej spłynęły po jego twarzy. Wsunęła dłoń w jego włosy. Podniósł ją i posadził na blacie szafki, a ona oplotła jego nogi własnymi, pragnąc by był jeszcze bliżej. Całował ją jak zawsze i jak jeszcze nigdy.
- Tom, co my...
- Ciiii. - Przyłożył palec do jej ust, nie pozwalając jej dokończyć zdania. - Zapomniałaś?
- O czym?
- Wiesz o czym.
Patrzyła prosto w jego oczy. Błękitne, tak samo jak jej. Były nieco zamglone. Widziała w nich tak wiele niewypowiedzianych słów, tak wiele pytań. Ale zadał tylko to jedno. Najważniejsze. Nie zapomniała. Oczywiście, że nie. Pamiętała wszystko. Butelkę szampana, z której popijali na zmianę. Fajerwerki na ciemnym, niemieckim niebie. Pocałunek. I jego idiotyczne wytłumaczenie. Mówisz, że nie chcesz o niczym zapominać, bo nigdy nie zrobiliśmy nic złego. Jej własne słowa. Tłukły się uparcie gdzieś w najdalszym kącie jej pamięci. Teraz oboje mamy coś, o czym powinniśmy zapomnieć. A jednak nie zapomniała. Nie potrafiła. I on najwyraźniej też nie.
- Zapomniałaś? - Spytał ponownie, uparcie nie odrywając od niej wzorku.
- Cicho bądź - odparła, otaczając ramionami jego szyję.
Chciała go całować. Teraz, tutaj. Przez minutę, dziesięć, pół godziny, przez najbliższe pięć dni. Zupełnie zapomniała jak to jest. Zakręciło się jej w głowie, kiedy wziął ją na ręce i zaniósł na materac. Miała wrażenie, że jeśli tylko oderwie swoje usta od jego, wróci jej zdrowy rozsądek. Więc nie odrywała. Całowała go i całowała. A on oddawał te pocałunki z pasją, o jaką go nie posądzała. Ściągnęła z niego koszulkę i przejechała palcami po umięśnionym brzuchu. Po ramionach. Chciała dotknąć każdego skrawka jego ciała. A on nie pozostawał jej dłużny. Nawet nie zauważyła kiedy pozbył się jej swetra. Czuła na rozpalonej skórze pleców jego chłodny dotyk.
Wiedziała, że będzie tego żałować. Za godzinę, jutro rano, przez cały najbliższy tydzień. Miała pewność, że jeśli choć na krótką chwilę oderwie dłonie od jego ciała, jeśli przerwie pocałunek, jeśli on przestanie jej dotykać, wszystko pryśnie jak mydlana bańka.
Więc nie przestawała. I nie pozwalała przestać jemu.
______________________

Się trochę zagalopowałam. Plan na ten rozdział był zupełnie inny, ale ta dwójka żyje własnym życiem i nie da się nad nimi zapanować. W sumie nawet mi się podoba, jak się sprawy potoczyły. I powstrzymałam się zanim wyszły z tego dzikie seksy, więc chyba nie jest źle.
Ostatnio zauważyłam, że statystyki tego bloga szaleją, więc witam serdecznie wszystkich nowych czytelników i pozdrawiam wszelkich śmiałków, którzy decydują się czytać całość. Podziwiam i dziękuję. Trzymajcie się wszyscy ciepło ;*

8 komentarzy:

  1. dlaczego zabrałaś nam dzikie seksy? to nie fair!
    wrócę na dniach. cieszę się bardzo, że pojawiło się coś nowego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bo nie byłabym sobą? ;)

      Usuń
    2. ucięłaś w bardzo nieodpowiednim momencie!
      dobra, do rzeczy. chora jestem i pewnie nic mądrego nie powiem, ale wypadałoby chociaż spróbować.
      no więc od dwóch dni układam to sobie w głowie i mimo to w dalszym ciągu się gubię. no bo tak - najpierw się na niej wyżywa, wyskakuje z takimi tekstami, że nóż mi się zaczął w kieszeni otwierać (a wcale nie uważam bynajmniej, że lisa jest taka święta, niewinna i nie ma nic na sumieniu, bo ona też spieprzyła sprawę, jeśli o ich związek chodzi), po czym nagle całowanie... i do tego dzikie seksy? hmm... i Ty mi mówisz, że to mój bohater ma coś nie tak z głową? ^^
      dobra, tak na serio to od dawna się w sumie na to zanosiło w powietrzu, co i tak nie zmienia faktu, że oni działają naprawdę nielogicznie. najpierw się kochali, potem się rozstali, potem się napierdzielali, potem zaczęło się między nimi powoli układać, potem ona do niego przyszła, potem on ją zjechał... no przecież to jest normalnie burza nieustanna. że Ty za nimi nadążasz to czapki z głów bo ja już autentycznie zgłupiałam. znaczy trzymam za nich kciuki i wiem, że muszą być razem - ej no, bo będą, prawda? - a jednocześnie wcale mnie nie zdziwi, jak w następnym odcinku hilde stwierdzi, że to była pomyłka i wywali ją za drzwi. podobne zachowanie w przypadku lisy też mnie chyba nie zaskoczy. na chwilę obecną nie mam zielonego pojęcia, czego się po nich spodziewać... więc chyba nie spodziewam się niczego. co ma być, to będzie. ciągle się zastanawiam, co oznacza to "zbliżamy się do końca", którym mnie poczęstowałaś pod poprzednim odcinkiem. weź no powiedz, ile jeszcze epizodów planujesz, to będę mogła chociaż ustalić, czy należy między nimi oczekiwać jakiejś porządnej dramy!
      tytułem zakończenia: są porąbani, ale ich kocham. chociaż są porąbani. a może właśnie dlatego.
      i Ciebie też kocham. mimo iż torturujesz mnie dwumiesięcznym czekaniem na następny odcinek (innymi słowy - wstydź sie). ściskam, całuję i tak dalej.

      Usuń
    3. ja wiem, że to jest mega nielogiczne, aczkolwiek dzisiaj w na wspólnej była podobna sytuacja z martą i jej nowym gachem, w sensie najpierw się na sobie wyżywają, a potem ni z gruchy ni z pietruchy szalone pocałunki, więc może jednak nie jest to aż tak oderwane od rzeczywistości jakby się mogło wydawać. nie ma to jak czerpać wiedzę o życiu z na wspólnej, ale jak wiadomo ja o rzeczywistości osób zakochanych wiem tyle co i nic, a lepsze takie źródło niż żadne. ale masz rację, dziwne to było i sama nie wiem skąd się wzięło, bo jak mówiłam plan na ten rozdział był zupełnie inny; mieli się pokłócić, ona miała sobie pójść i w ogóle wszystko miało być nie tak. nie wiem co się stało, oni żyją własnym życiem i tyle, poniosło ich.
      co do końca i moich planów to nie umiem Ci odpowiedzieć. owszem, chcę kończyć, ale bądź tu mądrym, kiedy bohaterowie w ogóle nie chcą mnie słuchać. także sama nie wiem. kiedyś ten koniec nadejdzie na pewno, planowo miałam zamknąć się w mniej więcej 25 rozdziałach, więc może mi się uda. ale wiadomo, ja i planowanie... będziesz miała niespodziankę i tyle ;)

      Usuń
    4. nie twierdzę, że złe, ale zaskakujące na pewno.
      ech, z Tobą to się gada! no nic, pisz następny odcinek :P

      Usuń
  2. Okej, przecież ja wiem, jak autor czeka i jak bardzo potrzebuje komentarzy swoich czytelników do tego, aby mieć motywację i siły, aby cokolwiek napisać. Poza tym to zawsze miłe, gdy ktoś napisze swoje wrażenia. Nie można tylko brać, ale trzeba też dawać. Dlatego przybywam na swoim niewidzialnym jednorożcu ze swoimi kilkoma marnymi słowami a propos jednego z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie rozdziałów. Tak, tak, nie ma co ukrywać, to moje najukochańsze opowiadanie w sieci. Wybacz, że może słabo to okazuję. Cały czas obiecuję poprawę i jakoś słabo mi to wychodzi. No nic, do rzeczy.
    Tak więc przez cały ten okres wyczekiwania nowego rozdziału zastanawiałam się, jak będzie wyglądać spotkanie Lisy i Toma. Liczyłam na jakąś szczerą rozmowę od serca (o naiwna ja! Oni i szczera LOGICZNA rozmowa?), ale na szczęście się przeliczyłam. Przecież to niemożliwe, aby ta dwójka siadła po ludzku i porozmawiała ze sobą jak dwójka normalnych osób, którym we łbach kwitnie jedno wielkie nic. No ale przyznaj, po ich ostatnim spotkaniu na tyłach baru Frederika miałam prawo sądzić, że Lisa i Tom naprawdę powoli odnajdują siebie w przestrzeni, w której sami zgasili sobie światło (ależ piękna metafora). Cóż, wraz z pojawieniem się w tym rozdziale Toma oprzytomniałam i uzmysłowiłam sobie, że z nimi nie ma tak łatwo, bo raz jest tak, a za drugim już inaczej.
    I tak czytała i czytałam i myślałam sobie tylko dwie rzeczy:
    1) Matko, jacy oni są prawdziwi. Żyją. Postacie spisane na ekranie po prostu żyją na moich oczach.
    2) Oboje są spierdoleni (wybacz mi to słowo, ale nie znajduję lepszego określenia. Oczywiście są spierdoleni tak pięknie, że kocham ich jeszcze bardziej, bo to spierdolenie jest mimo wszystko pozytywne. No, rozumiesz?)
    I w sumie dochodzę sobie do takiego ładnego wniosku, że jesteś moją Mistrzynią słowa pisanego i jak dorosnę, to chcę być taka jak Ty. Naprawdę. Bo mnie rozbrajasz każdym rozdziałem.
    Ale do rzeczy, bo uciekłam od Toma i Lisy, a na słodzenie czas powinien nadejść przy podsumowaniu. Tak więc Naiwni. Każde przejechało się na życiu i na ludziach tak samo. Tak się dzieje. Oboje zawsze dzielili wspólne szczęścia i porażki, a teraz jednocześnie znaleźli się na zakręcie. Cóż, oboje szukali zrozumienia i jakby nie patrzeć to je znaleźli, tylko nie tak, jak chcieli. Bo tylko oboje nawzajem potrafią zrozumieć, jak bardzo jest akurat źle w tym momencie. I Ty tak pięknie pokazałaś jacy oboje są do siebie podobni, ile w nich jest tego czystego egoizmu, ale i pogubienia. Kurczę, właśnie w tym momencie poczułam, że żadni ludzie nie byliby wytrzymać z nimi w związku; że jeśli mieliby już z kimś układać sobie życie, to tylko ze sobą, bo oboje są tak popsuci, że każdy inny człowiek po prostu prędzej czy później uciekłby. Tom i Lisa są tacy specyficzni, tacy życiowi, tacy prawdziwi... I ja ich kocham. I kompletnie nie podoba mi się ta wizja ok. 25 rozdziałów. Za mało. Zdecydowanie za-ma-ło.
    Okej, ja ogólnie nie jestem w stanie, w którym powinnam brać się za komentarze, ale mam nadzieję, że nie siedzisz teraz z miną typu "O co tej idiotce chodzi?". Chociaż w sumie bym się nie zdziwiła. No nieważne. Nie mogłam pozostawić takiego rozdziału bez komentarza, prawda? Teraz jestem tylko ciekawa tego, co potem. Czy oboje będą żałować, czy może dasz im trochę luzu, nie pozwolisz im myśleć, a w zamian dasz im odrobinę siebie nawzajem? Nie potrafię przewidywać, a na pewno nie w tym opowiadaniu. Tak więc czekam. Okropnie niecierpliwie. I w ogóle.
    Pozdrawiam, ściskam i posyłam multum pozytywnych fluidów. Mam nadzieję, że się przydadzą. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję, to po pierwsze. za miłe słowa, za motywację i tak ogólnie, bo już myślałam, że sobie uciekłaś ode mnie i od tego opowiadania, ale jednak jesteś i niesamowicie mnie to cieszy :) masz rację, tom i lisa są kompletnie nielogiczni, popaprani i jedno jest warte drugiego, ale właśnie to w nich uwielbiam, nawet jeśli pisanie o nich często wywołuje we mnie wręcz fizyczny ból i zgrzytanie zębami. i strasznie to fajne, jeśli ktoś mówi, że też ich takimi lubi, bo zdaję sobie sprawę, że bardzo łatwo byłoby ich znienawidzić. ale wydają mi się w tym całym swoim zagubieniu, egoizmie, spierdoleniu, jak ładnie to ujęłaś, dość ludzcy i cieszę się, że nie tylko ja to dostrzegam.
      kolejny rozdział już się prawie stworzył, ale pozytywne fluidy zawsze się przydadzą, także dzięki wielkie za wszystkie słowa i do następnego :)

      Usuń
    2. Ja? Uciec od Ciebie i tego opowiadania? NIGDY! Proszę nie żartować. Za bardzo je kocham, aby od niego uciekać. Nie ma takiej opcji, ja tu jestem cały czas i będę do samego końca, tak mi dopomóż Bóg.
      Ja ich takimi kocham najbardziej i nie wyobrażam sobie, by ta dwójka miałaby mieć kiedykolwiek poukładane w głowach. Tak ładnie ich ukazujesz, że gołym okiem widać tę ich prawdziwość. A nie ma nic lepszego od wiarygodnych bohaterów. :)
      Ooooo, to ja siadam i czekam na ten nowy rozdział, skoro już się prawie stworzył! Posyłam jeszcze więcej fluidów i czekam! :)

      Usuń