25 października 2014

17. Masz wiadomość.

- Cholera!
Zdenerwowany Fredrik rzucił telefon na blat, szybkim ruchem ściągnął z ramienia kraciastą ścierkę do naczyń i zabrał się za wycieranie wysokich, pękatych kufli na piwo.
- Co się stało? - Lisa podniosła oczy znad laptopa i wbiła zaciekawione spojrzenie w mężczyznę.
- Silje, moja kelnerka – mruknął, nienawistnym wzrokiem mierząc mały, czarny telefon, leżący na ladzie, jakby to on wszystkiemu zawinił. - Nie przyjdzie dzisiaj.
- Dlaczego?
- Problemy rodzinne. Nie wypytywałem.
Lisy wcale to nie zdziwiło. Fredrik taki już był. Przyjazny i pomocny, inaczej nie umiałaby go opisać. Jeśli ktoś go o coś prosił, nie potrafił odmówić. Gdy chciałeś pożyczyć sto koron, bez słowa dawał ci dwieście. A jeśli przychodziłeś do niego pewnego styczniowego dnia, po tym, jak nie widzieliście się przez kilka tygodni, i prosiłeś o to, by cię przenocował, od razu przynosił koc i poduszkę. Co prawda, gdy wczoraj pojawiła się w barze, mógł jej zaoferować jedynie miejsce w kanciapie na tyłach budynku, który wynajmował na potrzeby swojego małego biznesu. Mały składzik w zupełności odpowiadał jednak jej niewygórowanym potrzebom. Wysłużona wersalka, gruby koc, dwie miękkie poduszki, kawałek półki do połowy zarzuconej zupkami chińskimi i pudełkami herbaty, na którym ułożyła swoje rzeczy. Nie było tego wiele. Ale nie miała w planach zostawać tu na długo. Przyszła tu wczoraj prosto z ulicy, a gdy Fredrik zgodził się ją przyjąć, mimo początkowego szoku wywołanego jej pytaniem, wróciła do mieszkania Bjoerna tylko na dziesięć minut, by szybko spakować najpotrzebniejsze rzeczy do małej, podręcznej torby. Laptop, aparat fotograficzny, ulubiona para jeansów, dwie koszulki, gruby sweter i kilka kosmetyków. Przez ostatnie dwa miesiące przywykła do życia na walizkach, nauczyła się obywać bez zbędnych rzeczy. Zresztą, nigdy nie lubiła otaczać się dużą ilością niepotrzebnych bibelotów. Denerwował ją zbierający się na nich kurz.
- Zostałeś bez kelnerki?
- Na to wygląda. Silje to dobra dziewczyna, pracuje u mnie już prawie rok... Trudno, jakoś trzeba będzie dzisiaj ogarnąć ten burdel bez niej.
- To ta ruda? - spytała Lisa, w której nagle odżyły wspomnienia sprzed kilkunastu tygodni, gdy niedługo po powrocie do Norwegii odwiedziła bar i zaśpiewała kilka piosenek. Rudowłosa kelnerka zapadła jej w pamięć głównie dzięki temu, że wyjątkowo często donosiła kolejne drinki do stolika, przy którym siedział wtedy Tom.
- Ruda? Hmmm, teraz chyba raczej brunetka – zdziwione spojrzenie Lisy, Fredrik skwitował jedynie ciepłym uśmiechem. - Chyba każda dziewczyna lubi zmiany, co? Powinnaś coś o tym wiedzieć – dodał, mierzwiąc jej bordowe włosy.
W odpowiedzi jedynie wystawiła język i wróciła do beznamiętnego wpatrywania się w ekran laptopa. Od dwóch godzin czekała na e-maila, który miał zadecydować o jej najbliższej przyszłości. Poprzedniego wieczoru sama napisała długi, ale bardzo konkretny list do szefa działu sportów zimowych z portalu, dla którego pracowała od początku sezonu. Próbowała jakoś sensownie wytłumaczyć fakt, że tak po prostu opuściła najważniejszy turniej w sezonie, ale nie spodziewała się zrozumienia. Zamiast siedzieć w Austrii i pstrykać zdjęcia, wsiadła w samolot i wróciła do Norwegii tylko dlatego, że zaczęła kichać. Dla jej przełożonych pewnie właśnie tak to wyglądało. Nie łudziła się, że uda jej się zachować pracę. Z punktu widzenia szefa zachowała się nieodpowiedzialnie, wiedziała to. A jednak spróbowała się obronić. W e-mailu kierowanym do przełożonego bardzo wyraźnie dała do zrozumienia, że nie mogła zostać z drużyną w Austrii i roznosić zarazków. Ale czuła, że to nie jest żaden argument. To, że jej portal współpracował z norweską kadrą nie miało żadnego znaczenia, ich zdaniem pewnie powinna po prostu wynieść się do innego hotelu i trzymać w miarę daleko od chłopaków. I to miało sens. Oczywiście, że miało. Ale było już za późno, a ona jak zwykle postąpiła wtedy pod wpływem impulsu, nie przemyślała tego, co robi i naważyła sobie okropnego piwa. Teraz nie miała większego wyboru i musiała je wypić.
- Odpisali?
Pokręciła przecząco głową.
- Pewnie już jestem zwolniona i uznali, że nie ma nawet sensu mnie o tym poinformować.
W tym momencie na ekranie laptopa, przy małej białej kopercie pojawiła się czarna jedynka. Lisa szybko otworzyła wiadomość i zaczęła przebiegać wzrokiem po kolejnych linijkach tekstu, chcąc pochłonąć je wszystkie naraz. Na moment oderwała oczy od komputera, próbując się skupić i wróciła do czytania, tym razem dokładnego, słowo po słowie, próbując zrozumieć, co znaczą czarne krzaczki na białym tle.
- I? - spytał zniecierpliwiony Fredrik, wychylając się zza lady i próbując odwrócić laptopa w swoją stronę. Zrezygnował, gdy oberwał w ramię zaciśniętą pięścią.
- Dziękują za współpracę – powiedziała zmienionym głosem. - Przeleją mi kasę za grudzień i dodatkowo tysiąc koron za zdjęcia z pierwszych dwóch konkursów Turnieju. Wyrażają nadzieję, że zaakceptuję ich postanowienia – dodała, odczytując ostatnie zdanie z komputera.
- Kurwa mać – podsumował Fredrik, sięgając do wysokiego regału zastawionego butelkami alkoholu stojącego za nim. Spod lady wyciągnął kieliszek i napełnił go czystą wódką. Podsunął go Lisie.
- Nienawidzę wódki – mruknęła, beznamiętnie wpatrując się w szkło.
- Wiem.
Wychyliła kieliszek jednym haustem, próbując się nie skrzywić. Wytarła usta rękawem wełnianego swetra. Fredrik w zamyśleniu pokiwał głową.
- Cóż, wygląda na to, że akceptuję ich postanowienia – westchnęła, zamykając laptopa. - Kurwa. Wiedziałam, że tak będzie.
- Wiesz, gdyby Silje nie dała mi znać, że jej dzisiaj nie będzie i po prostu nie pojawiła się wieczorem, chyba bym jej nie zwolnił.
- Nie dobijaj mnie.
- Ale to trochę inna sytuacja. Ja nie prowadzę jakiejś idiotycznej strony internetowej. Na szczęście to tylko bar. Nie ma większego znaczenia czy to ja podam ludziom piwo, czy ona. Choć podejrzewam, że większość klientów wolałaby, żeby to jednak była ona.
Fredrik roześmiał się wesoło, a Lisa mu zawtórowała.
- Daj spokój, ja tam nie miałabym nic przeciwko, żebyś mi przynosił drinki.
- No raczej, bo ty lecisz na starszych brodatych facetów, dwa razy większych od ciebie.
- Dokładnie – rzuciła, przybijając mu piątkę.
- A kiedy zamierzasz porozmawiać ze swoim drugim ukochanym starszym facetem? - spytał, wyciągając spod lady kalkulator i gruby kołonotatnik, w którym spisywał wszystkie wydatki związane z prowadzeniem interesu.
- Kogo masz na myśli?
- Zgadnij. Taki wysoki, starszy, chyba nawet brodaty, choć na pewno nie tak jak ja. Facet w twoim typie.
- Ha ha ha – skwitowała, opierając podbródek na dłoni. - Nie wiem. Chyba powinnam do niego zadzwonić.
- Chyba na pewno – zauważył mężczyzna.
- Po prostu nie mogę zdzierżyć, że umawia się z tą kukłą!
- Rozumiem, że to śliczne określenie tyczy się twojej siostry?
Lisa nie odpowiedziała. Pytanie było z natury retorycznych. Fredrik nigdy nie poznał Anette, ale wystarczająco dużo godzin przegadał z Lisą i Tomem, w czasach, gdy jeszcze byli parą, a także później, gdy przychodzili tu już osobno, by wiedzieć jakie stosunki łączą panny Teigen. Nie rozumiał całego tego zamieszania, ale może wynikało to z faktu, że był jedynakiem. Choć z drugiej strony, nigdy by nie dopuścił do tego, żeby jego dzieci, a doczekał się już trójki, kiedykolwiek tak bardzo się znienawidziły.
- Powinnaś z nim porozmawiać.
Lisa nawet nie podniosła głowy. Całkowicie skupiła się na zdrapywaniu zielonego lakieru z paznokci lewej ręki.
- Myślisz, że tego nie wiem?
- A wiesz, że masz jedną nieprzeczytaną wiadomość? - spytał, ignorując jej słowa. Właśnie sprawdzał, która godzina, a sięgnięcie po własny telefon, który leżał jakiś metr dalej, wymagałoby zbyt dużego zachodu, więc bezceremonialnie spojrzał na jej komórkę.
- Pewnie Rune.
- Jaki znowu Rune? - mruknął Fredrik, który w przeciągu ostatnich kilkunastu miesięcy widywał Lisę zdecydowanie zbyt rzadko, by nadążać za zmianami zachodzącymi w jej życiu uczuciowym. - Jakiś nowy chłopak?
- Poznałeś go, byliśmy tu razem w październiku.
- Aaaaaa, ten Rune – mężczyzna pokiwał głową, przypominając sobie pryszczatego wyrostka, którego Lisa przyprowadziła do jego baru kilka tygodni temu. - Trzeba przyznać, że masz jakieś niepokojące upodobania względem skoczków narciarskich.
- Ha ha ha, bardzo śmieszne – podsumowała Lisa, mierząc go srogim spojrzeniem i wstając z wysokiego taboretu przy barze. Rozprostowała nogi i wyciągnęła rękę w kierunku przyjaciela, wymownie żądając zwrotu swojego telefonu.
- Nie, to nie Rune – powiedział Fredrik, zupełnie nie zważając na jej zniecierpliwione gesty. - Twój były pyta, cytuję, jak się trzymasz ze świadomością, że Anette i Ber są parą. Nie no, nie wierzę, że naprawdę użył takich słów – roześmiał się brodacz. - Ze świadomością, że są parą – przedrzeźnił odczytane chwilę temu z wyświetlacza telefonu słowa – ja pierdolę, kto w ogóle tak mówi?
Lisa w dwóch krokach doskoczyła do baru i wyrwała mu komórkę z ręki. Nie uwierzyła w to, co mówił. Ale Fredrik nie miał żadnego powodu, by kłamać. Na rozjarzonym wyświetlaczu telefonu rzeczywiście widniała wiadomość od Toma. Datowana na wczoraj. Nie miała pojęcia jak mogła ją przeoczyć. Fakt faktem, rzadko kiedy używała komórki do czego innego, niż sprawdzenie godziny i wiecznie miała wyciszony głos, ale i tak w ciągu dwudziestu czterech ostatnich godzin powinna zauważyć tę wiadomość.
Słyszałem o Berze i Anette. Jak się trzymasz ze świadomością, że są parą? Mam nadzieję, że wszystko ok.
Śmieszne. Fredrik miał rację, dobór słów rzeczywiście pozostawał wiele do życzenia. Ale Lisa potrafiła go zrozumieć. Wiedziała, ile musiało kosztować Toma wystukanie tych trzech zdań na klawiaturze swojego telefonu. Wiedziała, ile kosztowałoby to ją, gdyby sytuacja była odwrotna. I wcale nie dziwił jej sztywny ton, ani specyficzne użycie słów. Przez kilka sekund gdzieś w głębi serca poczuła jakieś wyjątkowo ciepłe ukłucie, które znikło jednak równie szybko jak się pojawiło. Owszem, Tom był prawdopodobnie jedyną osobą na świecie, która mogłaby w tym momencie zrozumieć targające nią uczucia, doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Ale czego oczekiwał? Że do niego oddzwoni, że zapragnie wypłakać się na jego ramieniu, że nie będzie miała nic przeciwko temu by się przed nim otworzyć?
Miała na to ochotę. Tak, w tym momencie najbardziej na świecie chciała wypłakać się na jego ramieniu. Ale nie mogła. Bo on był w Austrii, a ona w Norwegii. Bo on był jej byłym chłopakiem, a ona jego byłą dziewczyną. Bo dzieliły ich dwa lata samotności i mnóstwo niewypowiedzianych słów. A to, czego chciała nie miało już żadnego znaczenia.

***

Było zimne poniedziałkowe popołudnie. Styczniowe dni w Norwegii były wyjątkowo krótkie, więc gdy zbliżała się do znajomego bloku przy Torggata, wokół zapalały się już pierwsze uliczne latarnie, mimo że dopiero minęła piętnasta. Wyciągając rękę w kierunku domofonu, czuła się bardzo niepewnie. W kieszeni miała klucze, ale coś powstrzymywało ją przed wyjęciem ich i wejściem do budynku w sposób, który wskazywałby na to, że jest jednym z jego mieszkańców. Bjoern pewnie się zdziwił, gdy usłyszał jej głos w słuchawce domofonu, ale nie dał tego po sobie poznać. Bez słowa nacisnął przycisk, który pozwolił jej otworzyć drzwi.
Wchodząc po schodach na trzecie piętro czuła się jeszcze mniej pewnie. A gdy stanęła pod jego drzwiami na dobre zaczęły zżerać ją nerwy. Otworzył po dwudziestu sekundach, mimo że nie zapukała ani nie nacisnęła dzwonka. Czekał na nią. Powitał ją z uśmiechem, z tym swoim pięknym uśmiechem, za którym zdążyła się stęsknić, mimo że minęło zaledwie kilka dni.
- Będziesz tak stała?
Złapał ją za rękę i wciągnął do środka. Cieszyła się, że wciąż ma na dłoniach rękawiczki, bo instynktownie czuła, że mogłaby się rozpłakać czując na skórze dotyk jego ciepłych palców. Zdjęła kurtkę, do jej rękawa wcisnęła czapkę i rękawiczki, ściągnęła buty. Pod stopami czuła znajomy miękki dywan.
- Jadłaś coś? Zrobiłem obiad.
Poszedł do kuchni, a ona bezwiednie podążyła za nim.
- Zjemy w salonie, jeśli ci to nie przeszkadza – powiedział, sięgając po sztućce. - Zaraz konkurs.
Wiedziała, że powinna się odezwać. Od momentu, gdy przekroczyła znajomy próg, zdobyła się na razie jedynie na krótkie „cześć”. Ale nie wiedziała od czego zacząć. Tak wiele chciała mu powiedzieć, a zarazem bała się zburzyć przyjazną atmosferę choćby jednym słowem. Ucieszyła się, gdy wczoraj do niej zadzwonił i zaprosił ją na wspólne oglądanie ostatniego konkursu Turnieju Czterech Skoczni. Wiedziała, że to zaproszenie z podtekstem, że nie chodzi tylko o obejrzenie kilkudziesięciu skoków i ponarzekanie na Hofera. Cały poprzedni wieczór szykowała się na to spotkanie, układała sobie w głowie możliwe scenariusze. Biorąc w ręce karton z sokiem pomarańczowym, zdecydowała się w końcu odezwać.
- Ber, przepraszam. Wiem, że uciekając stąd, zachowałam się jak rozkapryszone dziecko.
Zatrzymał się w pół kroku. Szedł już do salonu. Najwyraźniej go zaskoczyła. Prawda była taka, że gdy we wtorek wrócił od Anette i zobaczył, że Lisa zniknęła, a na dodatek nie wróciła na noc, odchodził od zmysłów. Zawsze miał wyjątkowo bogatą wyobraźnię, zwłaszcza, gdy przychodziło do tworzenia czarnych scenariuszy. Nie odbierała jego telefonów, nie miał pojęcia gdzie mogła pójść. Gdy w końcu odezwała się po dwóch dniach jego pierwsze słowa brzmiały „zabiję cię, idiotko”. Chwilę później dodał „coś ty sobie myślała”, by na koniec, bardzo gniewnym tonem zawyrokować „natychmiast wracaj do domu”. Nie wróciła.
- Dobrze, że to do ciebie dotarło – westchnął, idąc do pokoju.
Posłusznie podreptała za nim, szykując się na dłuższą rozmowę. Salon wyglądał tak samo jak zawsze. Z ławy zniknął stos starych gazet, ale nic poza tym nie uległo większym zmianom. Biała firanka delikatnie poruszała się pod wpływem lekkiego wietrzyku wpadającego przez uchylone okno. Na drewnianym stole stało żaroodporne naczynie z parującą zapiekanką i trzy nakrycia. Na kanapie siedziała Anette. To by było na tyle w temacie braku zmian.
-
Chwila moment, co ona tu robi? - spytała Lisa, stając w drzwiach jak wryta.
- Cześć. - Anette uśmiechnęła się w jej kierunku, wstając z sofy i podchodząc bliżej. Wyglądała nieco inaczej niż zawsze. Lisa niezbyt często widywała ją w jeansach i długich, dzianinowych swetrach. Ale cóż, najwyraźniej temperatura oscylująca w granicach dwudziestu pięciu stopni poniżej zera nawet kogoś takiego jak Anette zmuszała do rezygnacji z sukienek. Zresztą, to wcale nie powodowała, że wyglądała mniej perfekcyjnie niż zazwyczaj. Jej długie włosy układały się w idealne, falujące na końcach pukle, których Lisa zawsze jej zazdrościła. Czerwony lakier na zadbanych paznokciach nie odprysnął w ani jednym miejscu, czarny tusz sprawiał, że jej rzęsy wydawały się wręcz niemożliwie długie. Wyglądała pięknie. Jak zawsze wyglądała pięknie, nawet w najzwyklejszych na świecie jeansach i swetrze.
- Ber? - Lisa spiorunowała go wzrokiem, czekając na jakieś wyjaśnienie. Poczuła się zapędzona w kozi róg. Bjoern doskonale wiedział, że nie przyszłaby, gdyby wiedziała, że siostra tu będzie. Oszukał ją. Musiała jakoś odeprzeć ten atak, musiała sama zaatakować.
-
Lis, uspokój się. Usiądź, zjedzmy razem obiad, obejrzyjmy konkurs, tylko tyle.
- Nie uprzedziłeś, że będziemy to robić w trójkącie – wysyczała, przestawiając jedno z nakryć na dalszy szczyt stołu.
- Lisa...
- W porządku – wtrąciła Anette, kładąc rękę na ramieniu Bera. Usiadła przy stole i gestem wskazała, by zrobił to samo. - Rozumiem, że nie tego się spodziewałaś.
- No co ty nie powiesz – odparła Lisa, nakładając sobie na talerz odrobinę smakowicie pachnącej zapiekanki.
- Jestem tutaj, dlatego że Bjoern mnie o to poprosił. Uwierz mi, że nie mam żadnego interesu w niszczeniu waszego idealnego popołudnia.
Młodsza z sióstr jedynie parsknęła w odpowiedzi. Sięgnęła po pilot od telewizora i włączyła Eurosport.
- Moglibyśmy z tym zaczekać? To dopiero studio. - Ber wydawał się nieco spięty. Cieszyło go jednak, że Lisa nie wyszła, trzaskając drzwiami, w momencie, gdy tylko zobaczyła Anette. To zawsze jakiś początek.
- Mają gościa – odparła dziewczyna, nie odwracając wzroku od szklanego ekranu. - Twój kolega – dodała, jakby to miało zadecydować o tym, że wyłączenie telewizora byłoby złą decyzją.
Przed kamerami rzeczywiście siedział dobry znajomy blondyna. Johan Remen Evensen dyskutował właśnie z jakimś dziennikarzem o występach norweskiej drużyny.
- Gdzie mieszkasz?
- Już ci mówiłam, u przyjaciela.
- Tak. A mogłabyś konkretniej? - spytał, nadziewając na widelec wyjątkowo mocno przypieczony kawałek ziemniaka.
- Nie znasz.
- Zatrzymasz się tam na dłużej?
- Jeśli pytasz o to, czy zamierzam tu wrócić, to odpowiedź brzmi „nie”. Nie, dopóki będzie to groziło ewentualnym spotkaniem z nią. - Wskazała widelcem na siostrę.
- Lisa, ja tu jestem – odparowała Anette, wyraźnie zirytowana tym gestem.
- Nie da się nie zauważyć. Właściwie możesz już sobie iść, jeśli zjadłaś. Będziemy oglądać skoki, to raczej nie jest coś, czym mogłabyś być zainteresowana.
- Lisa, opanuj się – wtrącił Ber, zbierając ze stołu brudne talerze.
- Wyobraź sobie, że jestem zainteresowana – odparła Anette, odwracając się w stronę telewizora.
- Od kiedy?
- Od momentu, w którym postanowiłam związać się ze skoczkiem narciarskim – powiedziała blondynka tonem zarezerwowanym do stwierdzania rzeczy oczywistych.
- Posłuchaj, nie mam zielonego pojęcia, co próbujesz osiągnąć – podjęła szeptem Lisa, gdy Bjoern wyszedł z pokoju. - Ale wierz mi się, że nie musisz się trudzić próbą spamiętania pokręconych zasad tego sportu. Zanim ci się to uda, już dawno zdążysz zostawić Bera na lodzie.
- Tego się obawiasz? - spytała Anette, wyraźnie zdziwiona.
- O co ci chodzi?
- Boisz się, że go rzucę? Że złamię mu serce? O Boże, Liso... - Blondynka ukryła twarz w dłoniach, pocierając palcami czoło.
- A masz wobec niego jakieś inne spektakularne plany?
- Wyobraź sobie, że tak. Wyobraź sobie, że go kocham. - Głos jej nawet nie zadrżał. Wbijała w młodszą siostrę pewne spojrzenie. Nie pamiętała kiedy ostatnio tak rozmawiały. Nachylając się do siebie, szepcząc. Ktoś, kto obserwowałby je z daleka mógłby uznać, że są najlepszymi przyjaciółkami, że właśnie zdradzają sobie jakieś sekrety.
- Wyobraź sobie, że ci nie wierzę – odparła wojowniczo Lisa, odwracając głowę. - Jeszcze nie widziałam, żebyś pokochała jakiegoś faceta. Potrafisz tylko łamać im serca i porzucać ich, gdy już kompletnie stracą dla ciebie głowę. Zawsze tak było. Ty nie umiesz kochać.
- Może i nie.
Lisę zamurowało. Nie takiej odpowiedzi się spodziewała. Owszem, atakowała, na oślep, chcąc jak najmocniej ją zranić. Ale nie sądziła, że Anette przytaknie, że przyzna jej rację.
- Ale przy nim się tego uczę. On mnie tego uczy. Jeśli nie potrafisz tego zrozumieć, to twój problem, nie mój.
- O czym rozmawiacie? - spytał Ber, który właśnie wrócił do pokoju. Stanął w progu i wytarł mokre od zmywania ręce w spodnie.
- O tobie – odpowiedziały jednocześnie.
Uśmiechnął się, chociaż ich twarze pozostały zacięte. Usiadł na kanapie, a Anette natychmiast usadowiła się obok. Zdumiona Lisa obserwowała jak mężczyzna otacza ją ramieniem i przyciąga do siebie. Odwróciła głowę i wbiła wzrok w ekran. Starała się skupiać wyłącznie na słowach komentatora, płynących z głośnika telewizora, mimo uszu puszczając rozmowę Anette i Bjoerna. Próbowała nie słyszeć siostry, która z zaciekawieniem śledziła kolejne skoki i zadawała bardzo konkretne pytania, na które Romoeren odpowiadał tonem fachowca.
- Mieszkam u Fredrika – powiedziała nagle. Nie mogła znieść uczucia wykluczenia, które od kilkunastu minut jej towarzyszyło. Zastanawiała się czy tak czuli się wszyscy wokół, w czasach gdy ona i Tom stanowili szczęśliwą parę i nieustannie gruchali jak dwa gołąbki.
- U Fredrika? Tego z baru?
- Dokładnie tego samego – odpowiedziała, niechętnie przyznając w duchu, że nagłe zainteresowanie jakie udało jej się wzbudzić w Bjoernie niesamowicie się jej spodobało. Zniknęło jednak równie szybko jak się pojawiło, bo mężczyzna wrócił do przeczesywania palcami włosów Anette i wpatrywania się w telewizor.
- Zamierzasz tam zostać na dłużej?
- Nie – odparła szybko. - Szukam czegoś innego.
- To znaczy, że definitywnie nie zamierzasz tu wrócić?
Z jego twarzy nie potrafiła odczytać żadnych emocji. Nie miała pojęcia na jaką odpowiedź liczy. Wpatrywał się w nią uważnie, czekając na odpowiedź.
- Chyba nie powinnam – zauważyła niepewnie, starając się nie patrzeć na Anette.
- Lis... - Bjoern najwyraźniej nie wiedział, co powiedzieć.
- Tak chyba będzie najlepiej. Co wcale nie znaczy, że pogodziłam się z faktem, że wy dwoje uznaliście, że bycie parą to fantastyczny pomysł – dodała po chwili.
Anette przyjrzała się uważnie młodszej siostrze i pokiwała ze zrozumieniem głową. Nie łudziła się, że wspólny obiad wiele zmieni. Ale fakt, że Lisa nie rzuciła w nią talerzem należało zapisać na plus. Na ekranie pojawił się Tom i wszyscy zapatrzyli się w telewizor. Wszyscy z zupełnie innymi myślami zaprzątającymi ich głowy. Lisa ze zrezygnowaniem pokręciła głową, widząc jego wynik. Sto dwadzieścia trzy metry mogły nie wystarczyć na młodego Polaka. I wcale się nie zdziwiła, gdy Kot przeskoczył Toma o sześć metrów.
- Cholera – zaklął pod nosem Bjoern. - Co oni wyprawiają? - spytał, gdy w następnej parze Tepeš pokonał Rune.
- Następny konkurs raczej mogą sobie odpuścić – podsumowała Lisa.
- To z pewnością – zgodził się Bjoern. - Wiem, że Hilde odpuścił sobie lato... z wielu powodów – dodał wymijająco, uciekając przed spojrzeniem Lisy – ale to, co ostatnio wyprawia to naprawdę masakra.
- Och, nie bądź taki delikatny – żachnęła się dziewczyna. - Powód był tylko jeden. Wolał szlajać się po knajpach i pić, niż skakać. Teraz ma tego efekty.
Anette popatrzyła na siostrę z zaciekawieniem. Od dawna nie widziała Toma. Nie miała pojęcia, co dzieje się w jego życiu. Z Bjoernem też nigdy raczej o nim nie rozmawiała. Teraz, przez przypadek, dowiadywała się rzeczy, o których do tej pory nic nie wiedziała. W głosie Lisy, gdy wspomniała o jego rzekomych pijackich wybrykach, pobrzmiewała niesamowita złość, którą Anette potrafiła zrozumieć. Nigdy specjalnie nie lubiła tego chłopaka, zawsze wydawał jej się typowym powsinogą, który kręcił się po miasteczku z piłką pod pachą, w dziurawych trampkach i słuchawkami na uszach. Zawsze w towarzystwie Lisy. Potem przeniósł się do Oslo i od tamtej pory właściwie go nie widziała. Tylko w telewizorze, oglądając kolejne konkursy w mieszkaniu Bjoerna, gdy ten cierpliwie tłumaczył jej wszystkie zasady i wykładał niuanse ukochanego przez siebie sportu.
- Lis, posłuchaj...
- O matko, znowu będziesz smęcić? - spytała, nawet na niego nie patrząc.
- Musimy w końcu porozmawiać. Wiem, że ta cała sytuacja ci nie odpowiada, nikomu z nas nie odpowiada, ale powinnaś zrozumieć, że ja i Anette... to poważny związek – powiedział zdecydowanie, będąc przekonanym o słuszności swoich słów. Głęboko wierzył w to, co mówi. Poczuł długie palce Anette zaciskające się na jego dłoni. Zupełnie jakby próbowała dodać mu otuchy.
- Zauważyłam. Możemy choć na pół godziny zostawić ten temat i w spokoju obejrzeć konkurs?
Więc obejrzeli. Do samego końca. Gdy Diethart oddał ostatni skok i pewnie zwyciężył w klasyfikacji całego Turnieju, Lisa wstała, poszła na korytarz i zaczęła się ubierać. Bjoern oparł się o framugę drzwi i patrzył jak zasuwa zamek długich kozaków, których cholewki zwieńczone były wąskim paskiem miękkiego futerka.
- Żeby było jasne. Nie macie mojego błogosławieństwa.
Mężczyzna jedynie uśmiechnął się zdawkowo w odpowiedzi. Lisa doskonale wiedziała, co mówi ten grymas. Do niczego nie jest mi potrzebne twoje błogosławieństwo, dzieciaku. Poczuła się odrobinę urażona. Tęskniła za czasami, gdy mogła mieć jakikolwiek wpływ na jego życie i na decyzje, które podejmował. Cały gniew uszedł z niej jednak w jednej chwili, bo Bjoern podszedł do niej i przytulił ją na pożegnanie.
- Uważaj na siebie – wyszeptał w jej włosy. - Jak coś, to wiesz, gdzie mnie znaleźć.
Anette, która obserwowała ich z salonu, uśmiechnęła się lekko, widząc tę scenę.
- Cześć – rzuciła Lisa, wyswobadzając się z objęć blondyna.
- Cześć – odpowiedziała starsza z sióstr, zdziwiona faktem, że ta w ogóle odnotowała jej obecność.
- Chyba nie było najgorzej, co? - spytał Ber, gdy za młodszą z panienek Teigen zamknęły się drzwi.
- Chyba nie – westchnęła blondynka, wtulając się w niego mocno. - Zawsze istniała opcja, że pożre nas żywcem.
Poczuła jak wszystkie jego mięśnie rozluźniają się, gdy roześmiał się cicho, kładąc głowę na jej ramieniu.
- Naprawdę, mogło być dużo gorzej – zawyrokowała, a kąciki jej ust uniosły się w delikatnym uśmiechu. 
___________________________

Właściwie całkiem mi się ten rozdział podoba? Nie wiem jak to się stało, ani z czego to wynika, ale co tam, liczy się dobre wrażenie.

6 komentarzy:

  1. Ajajaj, niefajnie wyszło. Tak się zabierałam do skomentowania poprzedniego rozdziału, na który tak wyrażałam nadzieje, aby pojawił się jeszcze we wrześniu i w końcu wyszło tak, że pojawił się kolejny! No i tutaj już nie odpuszczę, no way, bo przecież jestem, czytam, wiernie czekam na dalsze losy Lisy, Toma, Bjoerna i Anette i zachwycam się za każdym razem, bo tak pięknie i realistycznie oddajesz ich rzeczywistością. To jest właśnie jedna z wielu rzeczy, które u Ciebie uwielbiam: tak realistyczny i wierny obraz otoczenia i bohaterów. Nie robisz wiele, aby przenieść czytelników do rzeczywistości, w której dzieje się opowiadanie, a jednak! Za każdym razem gdy czytam tę historię czuję się, jakby siedziała w knajpie Frederika, albo siedziała na skoczni razem z Norkami, lub znajdowała się w mieszkaniu Bera i patrzyła jak kroi sałatkę. Fantastycznie czyta się takie twory, bo właściwie o to chodzi, co nie? Aby odciąć się od tego, co nas otacza i przenieść się do pozornie lepszej rzeczywistości. No bo hej, dla mnie ta norweska (rzeczywistość) jest najlepszą ze wszystkich i w innej nie chciałabym się znaleźć. No ale dobra, tak pogadałam o niczym, a teraz pora na konkrety!
    Ogólnie to katastrofa. Bo skoro Lisa straciła pracę to oznacza jedno: nie będzie jej podczas konkursów. Nie będzie jej podczas konkursów = nie będzie widzieć się z chłopakami = nie będzie widzieć się z Tomem = ja płaczę, bo uwielbiam tę dwójkę. Ale mam przeczucie i wyrażam głęboką nadzieję, że ta dwójka nie zostanie od siebie odcięta i już wkrótce zaserwujesz nam jakąś przemiłą scenkę w ich wykonaniu. Okej, nie musi być przemiła, najważniejsze aby była. Bo każda ich rozmowa do czegoś prowadzi i nasuwa jakieś wnioski.
    Przynajmniej z Rune się nie zobaczy, choć wyjaśnić sobie powinni i to wiele. Rozmowa wciąż czeka.
    No i jeszcze pozostaje kwestia smsa od Toma.
    Co do kwestii Bjoerna to mam niemiłe uczucie, że teraz to już nie będzie takie, jak dawniej. Znacznie daje się wyczuć brak tej swobody, która istniała pomiędzy nimi na początku; widać ten lekki dystans Lisy wobec Bera. I cóż, do samego końca nie spodziewałam się - tak jak Lisa - że Bjoern wpadnie na pomysł, aby zaprosić również Anette. Byłam równie zaskoczona, co młodsza Teigen i mnie osobiście się to nie spodobało. W porządku, Ber układa sobie życie, ma do tego całkowite prawo i nawet powinien to robić, ale mam wrażenie, że nieświadomie robi to za cenę swojej przyjaźni z Lisą. Stara się być sprawiedliwy, martwi się o Lisę etc., ale wydaje mi się, że ten "starszy" Ber wciągnąłby Lisę do swojego mieszkania i kazał tam zostać; nie pozwoliłby jej się wyprowadzić i mieszkać u "przyjaciela". Cóż, sama Anette nie jest taka zła i rzeczywiście uszczęśliwia Bjoerna, do czego Lisa pewnie jeszcze długo-długo, o ile w ogóle, będzie się przekonywać, ale jednak brakuje mi tej ich przyjaźni. Och, Ber...
    Dobre wrażenie jest. Nawet bardzo dobre. I cieszę się niezmiernie, że rozdział pojawił się tak szybko, bo świetnego pisania nigdy za mało. Jeszcze raz przepraszam, że ostatnio nie zanotowałam swojej obecności, obiecuję poprawę.
    A teraz to już pozostaje mi pozdrowić Cię serdecznie, pożyczyć weny i czasu i posłać moc uścisków! Buziaki! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie musisz się martwić, Lisa i Tom się spotkają tak czy siak, innego wyjścia nie ma. w tym rozdziale podkreśliłam, że po słabym występie w TCSie Tom może o kolejnym konkursie raczej zapomnieć, więc będzie okazja, żeby wrócić do Norwegii i trochę się koło Lisy pokręcić :) a co do Bera... cóż, to mimo wszystko jest historia Lisy i cała reszta bohaterów jest "tylko" swoistym dodatkiem, to, że teraz się od siebie oddalili w gruncie rzeczy ma spore znaczenie, to wszystko znacząco na samą Lisę wpływa, a ona musi w końcu zacząć dorośleć i się usamodzielniać. więc działanie Bera, nawet jeśli dość wredne, owszem, bezzasadne jednak nie jest. tu wszystko ma jakiś cel. a przynajmniej staram się by tak było :)
      cieszę się, że jesteś! i absolutnie nie musisz mi się tłumaczyć. i tak jestem pod wrażeniem tego, że w ogóle mam czytelników, zważywszy na to jak bardzo się przez ostatnie lata odsunęłam od całego blogowego światka. także witam ponownie i do następnego :)

      Usuń
  2. Cześć!
    Już od pewnego czasu czytam Twoje opowiadanie, potem narobiło mi się trochę zaległości, bo jak wiadomo czas nie zawsze jest łaskawy, ale teraz postanowiłam dać znać, że jestem, czytam i podziwiam :)
    Nawet nie wiesz, jak to miło trafić na skoczne opowiadanie, które nie dość, że posiada realną, zwięzłą, niejednowątkową fabułę, to w dodatku czyta się je z największą przyjemnością. Bardzo podobają mi się plastyczne opisy, to jak swobodnie przeskakujesz z jednej sytuacji, do drugiej, z jednego punktu widzenia do kolejnego. To sprawia, że z każdym zdaniem ciekawość tego, co będzie dalej, tylko wzrasta.
    Bohaterowie są tacy prawdziwi. Nie na siłę wykreowani, biali albo czarni. Choć przyznam się, że na początku nieco uległam Lisie i z góry skreśliłam Anette, obsadzając ją w roli "tej złej". Tyle, że punkt widzenia Lisy może znacząco różnić się od tego Anette. Z jednej strony mamy młodszą sióstr, która ma prawo czuć się pokrzywdzona, ale nie jesteśmy do końca pewni, czy przy określaniu siostry górę wzięła prawda, czy też gorzkie uczucia. Musi boleć dorastanie w cieniu idealnej osoby i takie zamknięcie się przed nią było dość bezpiecznym murem dla Lisy. Bo teraz widzimy inną Anette, nie taką, jak z opisów Lis. Nieco zagubioną, niepewną, bojącą się przyszłości, ale jednocześnie kochającą Bera.
    Bo Ber jest tu takim dobrym duszkiem. I z pewnością źle mu z tym, że znalazł się niejako między młotem, a kowadłem.
    Toma za to nie potrafię rozgryźć. Jest cholernie niejednoznaczny, niezdecydowany, czasami drażliwy. Widać, że Lisa nie jest mu obojętna, ale zastanawia mnie, czy więcej w tym takiej męskiej dumy, zazdrości, że mogłaby ułożyć sobie życie bez niego, czy też silnego uczucia. Dlatego niecierpliwie czekam, jak to wszystko się potoczy dalej.
    Jeszcze raz gratuluję świetnego opowiadania i życzę czasu i weny do pisania. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cześć! :) witam w moich skromnych progach i dziękuję za czas poświęcony na nadrabianie moich wypocin. niezwykle mi miło, że Ci się ta historia podoba i mam nadzieję, że z biegiem czasu nie ulegnie to większym zmianom ;)
      a tak przy okazji, uwielbiam określenie Bera jako "dobrego duszka", bo przewija się ono już któryś raz jeśli chodzi o jego postać w moich opowiadaniach. i w sumie mi to bardzo odpowiada, bo on takim dobrym duszkiem właśnie jest. nie tylko jako postać, bo realny odpowiednik też całkowicie się w to wpisuje. miło mi, że tak go odbieracie. przy moim wcześniejszym opowiadaniu, w którym występował usłyszałam też, że "Ber jest jak taki gorący termofor" i cóż, nie mogę się nie zgodzić :D taki już jest, takim go kreuję i takim go uwielbiam. cieszę się, że Ty też go takim polubiłaś.
      jeszcze raz witam serdecznie i dziękuję, że zdecydowałaś się skomentować :)

      Usuń
  3. Cóż wypadało by w końcu coś napisać. Zbieram się na to od kilku rozdziałów i zawsze nie było jak. Ale teraz muszę napisać kilka słów.
    Bardzo lubię Twojego bloga. Największą jego zaletą jest to, że bohaterowie są normalnymi ludźmi. Gdy czytam kolejne rozdziały mam wrażenie, że Tom i Berr są tacy jak w opowiadaniu, a Lisa i Anette żyją naprawdę. Szczerze przyznam, że Twoje opowiadanie jest jedynym, które aktualnie czytam.
    Przechodząc do treści rozdziałów…. Strasznie wkurza mnie relacja pomiędzy Lisą i Anette. A może bardziej ta pierwsza- dziecinada, tak bym to określiła. Ona musi w końcu zrozumieć, że każdy sam decyduje w swoim życiu i nikt nie będzie skakał wokół niej. Jeżeli Berr i Anette są razem, to ona nie może mieć do nich o to pretensji. I tyle w tym temacie.
    Anette… Naprawdę ciężko mi ją rozgryźć. A jednej strony zimna krowa, z drugiej ma dobre serce. Mam wrażenie, że ona sama nie wie na co się zdecydować.
    Tom… On musi w końcu cos zrobić, cokolwiek. Chociaż tutaj najbardziej mnie ciekawi jak zostanie przedstawiona sytuacja nie powołanie go do kadry na Igrzyska Olimpijskie.
    Berr… Człowiek, którym totalnie zawładnęła miłość. Fajnie. Tylko chłopak ma problem z odpowiedzeniem sobie na pytanie kto rządzi w jego życiu.
    To chyba tyle. Mam nadzieję, że mój komentarz nie jest za nudny. Planuję pisanie kilku słów pod każdą notką- oby to wyszło! 
    P.S. To ja jestem tą nachalną osobą z wywiad era, która dopytuje o nowe rozdziały.
    P.S.2 Pisałaś kiedyś jeszcze jakieś opowiadania? Jeżeli tak, to byłabym wdzięczna za podanie linków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hej! zacznę od końca - absolutnie nie jesteś nachalna, nawet nie wiesz ile mi te wiadomości z wywiadera dają, to strasznie fajne uczucie, gdy masz świadomość, że ktoś czeka na kolejny rozdział :) cieszę się, że zdecydowałaś się skomentować, bardzo mi miło. w wielu kwestiach masz rację: lisa jest oczywiście strasznie dziecinna, ale taka właśnie miała być. w założeniu to opowiadanie miało być baaardzo długie i miało stanowić swoistą drogę lisy, jej dojrzewanie, zmiany, które w niej powoli zachodzą. nie martw się, te zmiany naprawdę nadchodzą, po prostu lisie wszystko zajmuje strasznie dużo czasu :P tom też w końcu coś zrobi, już w kolejnym rozdziale, mam nadzieję, że docenisz jego starania :) ber i anetka, cóż, oni są dla mnie tutaj taką trochę zupełnie inną, świeżą przestrzenią, która pozwala mi się oderwać od tych niedojrzałych i dziecinnych problemów lisy i toma. rozgadałam się, a w gruncie rzeczy chciałam napisać tylko, że cieszę się, że opowiadanie Ci się podoba i że tu jesteś. dziękuję :)
      a co do moich wcześniejszych przygód z pisaniem opowiadań, trochę tego jest: http://love-different.blog.onet.pl/ - moje pierwsze, do którego mam wielki sentyment, ale którego raczej nie polecam czytać, raczej broń Cię przed tym panie Boże, pisane to było szmat czasu temu, gdy o pisaniu w zasadzie nie miałam bladego pojęcia :P potem było http://enigmatic-love.blog.onet.pl/, z romoerenem w roli głównej, więc gdybyś jeszcze nie miała go dosyć, to możesz tam zajrzeć, aczkolwiek z perspektywy czasu uważam tę historię za dość słabą. jeszcze później zaliczyłam krótki flirt z tematem piłki nożnej, choć samej piłki nożnej to tam tyle co kot napłakał, http://c-puyol.blog.onet.pl/, jedynie główny bohater, ale na potrzeby opowiadania zrobiłam z niego nastolatka, bo taki miałam kaprys :D no i http://teatr-dusz.blog.onet.pl/, chyba moje ulubione z moich "dzieł" i pewnie najlepsze, choć teraz fabułę poprowadziłabym nieco inaczej, ale cóż. bez skoczków, piłkarzy czy czegokolwiek takiego, bohaterów sama sobie wymyśliłam. proszę bardzo, w sumie polecałabym chyba tylko teatr dusz, ale prosiłaś o linki, więc stwierdziłam, że podam wszystkie, w końcu nie ma co się wstydzić swoich nieudolnych twórczych starań :D
      pozdrawiam gorąco i jeszcze raz dzięki, że się tutaj odezwałaś <3

      Usuń