31 lipca 2013

9. Nutella.

   Przetarła zmęczone oczy wierzchem dłoni i uniosła do ust ogromny, pękaty kubek. Orzeźwiający zapach kawy uderzył w jej nozdrza. Nie znosiła tego zapachu. I nie cierpiała kawy. Nigdy jej nie piła, tylko raz, jeszcze w dzieciństwie, z czystej ciekawości pociągnęła łyk z filiżanki matki, szybko przełykając gorzki płyn, w którym nie czuć było ani ziarnka cukru. Pożałowała tego łyku już w momencie, gdy ciemna ciecz dotknęła jej ust. Od tamtej pory sam zapach świeżo zaparzonej kawy działał na nią odstraszająco. Pamiętała jak Tom śmiał się z niej za każdym razem, widząc jak kręci nosem, gdy on raczył się tym napojem przy każdej okazji. Przekomarzał się z nią, że jeszcze zmądrzeje, że pokocha kawę, gdy będzie nocami kuła do matury, albo później, na studiach, gdzie zbawienne działanie tego trunku pomoże jej pokonać senność. Żadna z jego przepowiedni się nie sprawdziła. Tego wieczoru piła kawę pierwszy raz od lat i wciąż miała ochotę wypluwać każdy łyk. Ale padała ze zmęczenia, oczy same jej się zamykały, a pracy wcale nie ubywało. Tylko kawa mogła jej pomóc. Przynajmniej według tego, co Tom powiedział jej parę lat temu. Dziwnym trafem naprawdę chciała mu teraz pod tym względem wierzyć.
   Kolejne zdjęcia przeskakiwały przed jej oczyma. Kolory mieszały się ze sobą, postacie zlewały w jedno, wszystko ginęło za zasłoną drobno prószącego śniegu, zupełnie jakby padał teraz, w jej pokoju, tuż przed ekranem komputera, a nie był jedynie wspomnieniem zapisanym na kilku ujęciach. Wybrała pięć. Pięć zdjęć, które miały być jej przepustką do całego sezonu pracy. Chciała by były jak najlepsze. Ale wykonując je kilka godzin wcześniej, załatwiła jedynie połowę roboty. Tę lżejszą i przyjemniejszą połowę. Teraz bawiła się z programami graficznymi, które jak zawsze zupełnie nie chciały z nią współpracować. Próbowała podrasować kontury, wyostrzyć kolory, bez przesady, tylko odrobinę, nadać swojej pracy charakterystyczny rys. Przycinała, kadrowała, usuwała zmiany i zaczynała od początku, popijając przesłodzoną kawę i ze wszystkich sił starając się nie spojrzeć na wyjątkowo miękkie hotelowe łóżko, które tak natarczywie ją do siebie wołało.
   Gdy wreszcie zamknęła laptopa, uprzednio zapisując efekty wielogodzinnej pracy i posyłając je mailem do redakcji sportowego serwisu internetowego, dla którego chciała pracować i spojrzała na zegarek, zaklęła pod nosem. Wpół do trzeciej w nocy. Stanowczo zbyt długo jej z tym wszystkim zeszło, a i tak nie była do końca zadowolona z rezultatów. Czuła, że zdjęcia mogły być lepsze, jakiś natrętny, wredny głosik w jej głowie, uparcie jej to mówił. A teraz miała ledwo kilka godzin na sen i odzyskanie energii, by jutro znowu móc dołączyć do kolorowego korowodu fotoreporterów na skoczni i spróbować po raz kolejny. W duchu obiecała sobie, że jutro zrobi mniej zdjęć. Przejrzenie ponad czterystu ujęć zabrało jej dziś zdecydowanie zbyt wiele czasu. Ale już w sekundę po złożeniu sobie tej obietnicy, miała ochotę samą siebie wyśmiać. Nigdy nie miała pod tym względem umiaru. Uwielbiała pstrykać zdjęcia. Wszystkim i wszystkiemu. Jeśli jutro ich ilość miała się w jakikolwiek sposób zmienić, to mogło być ich jedynie więcej. Zgasiła światło i zrzuciła grubą bluzę, w którą była do tej pory szczelnie opatulona. Sięgające kolan spodenki w serduszka i koszulka Iron Maiden, które służyły jej za piżamy, dotknęły kolorowej pościeli, a ona zasnęła szybciej niż kiedykolwiek, nie dając sobie ani chwili na to, by porozmyślać o Tomie, Rune, zdjęciach, ani niczym innym. Sen otulił ją ciepłymi ramionami, w których tonęła, nie musząc niczym się przejmować.

***

Gdy zszedł na śniadanie niemal wszyscy byli już na miejscu. Jak zwykle przespał budzik i nie zwrócił uwagi na poranne marudzenie Bardala, który próbował go wyrwać spod cieplutkiej kołdry. Trudno, najwyżej spałaszuje jedną kanapkę mniej niż wszyscy. I tak hotelowe jedzenie zazwyczaj wcale nie zachęcało, chyba że mieli te maleńkie opakowania Nutelli, w sam raz na jedną kromkę chleba, które bezczelnie przemycał do kieszeni, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu karcących spojrzeń i ciesząc się przy tym jak dziecko. Przysiadł się do kolegów, starając się nie zwracać uwagi na piorunujące spojrzenie Velty, które chyba miało go zabić, czy coś takiego. Po moim trupie, pomyślał, uśmiechając się do własnego dowcipu. Zauważył, że Rune kręcił się wokół Lisy jak pies i ewidentnie liczył na coś, czego ona chyba nie chciała mu dać. Tom nie miał pojęcia dlaczego, bo spotkał już mnóstwo dziewczyn, które dałyby się pokroić w plasterki za jeden uśmiech Żółwia, ale wcale mu nie przeszkadzało, że jego była się do nich nie zalicza. Zapędy Velty zrazem go rozśmieszały jak i irytowały i nie wiedział, które z tych uczuć ostatecznie przeważy, ani które z nich jest gorsze. W każdym razie w jakiś głupi i desperacki sposób cieszył się z tego, że Lisa nie dopuszcza do siebie jego kadrowego kolegi bliżej niż na stopę przyjacielską. Właśnie tam to wszystko powinno pozostać. A jeśli jego ktoś by pytał o zdanie to ta dwójka najlepiej w ogóle nie powinna się znać. Nieustanna obecność Rune przy dziewczynie działała mu na nerwy, nie wiedzieć czemu. Porzucił te wszystkie górnolotne przemyślenia w momencie, gdy jego wzrok padł na maleńki wiklinowy koszyczek stojący na środku drewnianego stołu. Dżem wiśniowy, dżem morelowy, dżem sraczkowaty... a gdzie, do diabła, Nutella? Bez zastanowienia zaczął grzebać między maleńkimi pojemniczkami. Bezskutecznie. Rozejrzał się po talerzach kolegów. Ser, szynka, pomidory, twaróg i... no tak, mógł to przewidzieć. Do jasnej cholery, jak ten Velta działał mu na nerwy! Zwłaszcza w momencie gdy dostrzegł na jego talerzu dwa puste opakowania po jego ulubionym, czekoladowym przysmaku. Ze złością wpatrywał się w maleńkie pudełeczka, nie dostrzegając, że nie są już przy stole sami.
- Jak tam nastroje przed konkursem, drużyno?
Oczywiście, jeszcze ją musiało tu przywiać. Odwrócił głowę i spostrzegł, że stanęła tuż obok niego. Tylko dlatego, że siedział przy końcu stołu, oczywiście. Oparła ręce o drewniany blat, a on, jak głupi uczniak, nie miał śmiałości podnieść oczu. Wpatrywał się w jej dłonie. Te poobgryzane paznokcie poznałby wszędzie. Chociaż teraz chyba starała się je zapuszczać. Nieskutecznie. Paznokieć na lewym kciuku zdecydowanie przeszedł starcie z jej zębami. Pewnie pracowała nad zdjęciami. Zawsze obgryzała paznokcie siedząc przed komputerem, nie miał pojęcia dlaczego. Ona pewnie też tego nie wiedziała. Błękitny lakier też był w paru miejscach pozdrapywany. Pod tym względem nic się nie zmieniło. Pewnych nawyków nie da się pokonać. W sumie to go ucieszyło. Zdał sobie sprawę, że bezczelnie wgapia się w jej dłonie, dopiero w momencie, gdy jakby zawstydzona zacisnęła pięści, chowając sfatygowane paznokcie przed jego wzrokiem. Ktoś coś mówił, chyba Bardal, ale nie był pewny. Oprzytomniał dopiero słysząc pytanie pod tytułem "Masz ochotę na zwiedzanie po konkursie? Pokaże ci parę świetnych miejsc." Velta. Oczywiście. Jezusie, jak ten facet go denerwował. Podniósł głowę w idealnej chwili, by dostrzec zmieszanie Lisy. Była niepewna. A jeśli była niepewna, chciała powiedzieć "nie", tylko nie mogło jej to przejść przez gardło. Wiedział o tym. Znał ją lepiej niż ktokolwiek przy tym stole.
- Bez sensu. Kilka kościołów, blokowiska i zaspy. To samo mamy w Oslo. Nie ma czego zwiedzać. - Słowa popłynęły z jego ust, nie dając mu szansy na zastanowienie. Uśmiechnął się do Lisy, czując, że właśnie załatwił sprawę i uwolnił ją od odpowiedzi, przed którą próbowała uciec. Ale jej nie docenił. Odwróciła wzrok i spojrzała na Veltę.
- Nie ma sprawy, chętnie połażę po mieście.
Do jasnej cholery. Oczywiście, musiała postawić na swoim. Jak zawsze musiała wygrać jakąś durną przekomarzankę, dyskusję, kłótnię, cokolwiek. To jej miało być na wierzchu. Jak mógł tego nie przewidzieć? I teraz dzięki niemu tych dwoje pójdzie sobie na romantyczny spacerek. Brawo, panie Hilde, może rozejrzyj się za posadą swatki. Ze zrezygnowaniem przemieszał kilka razy łyżką w swoich płatkach, ale nie miał już ochoty na jedzenie. Wszyscy zaczęli wstawać, więc on też zerwał się od stołu, chcąc jak najszybciej sobie stąd pójść. Stała tuż obok, była tak blisko, że mógłby ją objąć, gdyby tylko wyciągnął rękę. Starał się na nią nie patrzeć. I właśnie wtedy, gdy w myślach klął na Veltę, samego siebie i w ogóle na czym to świat stoi, poczuł, że jej drobna dłoń wsuwa się do kieszeni jego bluzy. Zamarł na kilka sekund, gdy ona już dawno cofnęła rękę. Nie miał śmiałości się odwrócić. Bardal, który stał już przy drzwiach bufetu zawołał go po raz kolejny, więc ruszył, nie będąc pewnym czy nogi, które nagle sprawiały wrażenie, jakby zrobione były z waty, pozwolą mu pokonać te kilka metrów. Dopiero gdy był przy drzwiach odważył się wsunąć rękę do kieszeni. Natrafił na coś małego, plastikowego. Wyciągnął dłoń i spojrzał na nią z ciekawością. Nutella. Maleńkie opakowanie, w sam raz na jedną kanapkę. Poczuł, że się szeroko uśmiecha. Tak szczerze i lekko jak nie robił tego od dawna. Odwrócił się, szukając jej wzrokiem. Rubinowa czupryna ginęła gdzieś w tłumie skoczków narciarskich, którzy jak na złość nagle zdecydowali się wstawać od stołów i wychodzić. Schował opakowanie do kieszeni i zasunął ją na suwak, którego nigdy nie używał. Nagle całe powietrze na świecie zaczęło mieć dla niego słodki smak czekolady.

***

Konkurs dawno się skończył, ale na ulicach wciąż widać było małe grupki kibiców. Mieszali się ze sobą w barwnym korowodzie, a w paru miejscach można było dostrzec kolorowe flagi. Wchodzili do barów i restauracji, które miały zapewnić im odrobinę ciepła i schronienie przed lecącym z nieba grubym śniegiem. Lisie to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, zawsze uwielbiała ten moment dnia, w którym ulice pustoszały i nawet w mieście robiło się odrobinę ciszej. Rune kilka razy proponował, żeby oni też weszli do jakiejś knajpki, by choć odrobinę się zagrzać, ale po jej kolejnej odmowie przestał się trudzić. Przechadzali się po uliczkach zasypanego śniegiem Kuusamo, skąpanych w migotliwym świetle ulicznych latarni i bladym blasku późnojesiennego księżyca. Tom miał rację. Nie było tu czego zwiedzać, choć Velta z uporem maniaka opowiadał jej o każdym wyróżniającym się budynku, tak jakby przed ich wieczornym spacerem wykuł na pamięć jakiś turystyczny przewodnik. Mimo wszelkich starań nie potrafił jednak wzbudzić jej zainteresowania. Pozwoliła mu mówić, ale sama milczała, od czasu do czasu rzucając jedynie jakiś neutralny komentarz, by zapewnić go, że jest jeszcze przytomna. Ale nie do końca była. Złapała się na tym, że myśli o Tomie. Gdyby to on zabrał ją na tę przechadzkę byłoby zupełnie inaczej. Zawsze potrafił ją zaciekawić, znaleźć jakieś opustoszałe miejsce w samym centrum miasta i nastraszyć ją historią o duchach, albo rozśmieszyć ją dowcipem na temat mijających ich przechodniów. Przy nim nigdy się nie nudziła. I choć czuła obrzydzenie do samej siebie za to, co robi, nie potrafiła przestać porównywać tej dwójki. Velta i Hilde. Owszem, Rune potrafił być zabawny, a ostatnio zauważyła, że jest też niesamowicie czuły i opiekuńczy, choć podejrzewała, że to pewnie Ber nagadał mu przed wyjazdem, by miał na nią oko, a poza tym zawsze był blisko, ale nie zmieniało to jednego drobnego faktu. Faktu, że nie był Tomem. A ona zwyczajnie za nim tęskniła, nawet jeśli nie dopuszczała do siebie tej myśli. Jak mogła sobie wmówić, że będzie w stanie jeździć na zawody i pstrykać mu zdjęcia bez szybszego bicia serca i rozpamiętywania przeszłości? Minęły ledwo dwa dni, a ona już wiedziała, że to absolutnie niemożliwe. Bez względu na to jak bardzo ona lub Rune będą się starać, by zapełnić jej myśli czym innym.

***

- Mogę ci zadać prawdopodobnie najgłupsze pytanie, jakie mogło mi teraz przyjść do głowy?
Spojrzała na niego zdziwiona, ale pokiwała głową, zachęcając go, by mówił dalej. Ciekawiło ją co to za pytanie.
- Masz jakiekolwiek pojęcia na temat tego, co wydarzyło się między Tomem i Lisą?
To rzeczywiście było głupie pytanie. Bo nie miało nic do rzeczy. Nijak ich nie dotyczyło. Nie wiązało się z ich wcześniejszą rozmową. A co najważniejsze, pytał niewłaściwą osobę. Bo ona nie miała pojęcia.
- Tom to ten jej skoczek, tak? - Anette odrzuciła z ramienia długie włosy i podciągnęła nogi na wygodną, skórzaną kanapę. Bjoern w zamyśleniu pokiwał głową, a ona uśmiechnęła się do własnych słów. No tak, Tom to skoczek Lisy. Ale teraz ona też ma swojego. - Pewnie uważasz, że powinnam wiedzieć na ten temat wszystko, ale tak nie jest. W zasadzie nie wiem nic. Ogólnie rzecz biorąc to ja raczej niewiele o niej wiem. Kiepskie z nas siostry.
- No tak, wiem. Ale nic ci nie mówiła? Rodzicom?
- Znasz Lisę lepiej ode mnie. A nawet ja wiem, że jeśli ona się uprze to nikomu nic nie powie. Pamiętam tylko, że któregoś pięknego dnia wróciła z Oslo wściekła jak osa, jeszcze bardziej niż zwykle, bez słowa pobiegła do swojego pokoju i zamknęła się tam na dwa dni. Wychodziła tylko do łazienki, a ojciec podrzucał jej drożdżówki z piekarni niedaleko domu. A jak w końcu zdecydowała się stamtąd wyleźć to była wesolutka jak skowronek. Chociaż pewnie udawała. Ciągle gadała o wyjeździe do Paryża i swoich wymarzonych studiach, jeszcze więcej niż wcześniej. I ani słowem nie zająknęła się o Hilde. Już nigdy. Przynajmniej nie w mojej obecności. To było tak jakby on przestał istnieć. Jakby wyparował z jej życia. W dzieciństwie, i później też, byli nierozłączni, ale wtedy on po prostu zniknął. Nie mam pojęcia co się między nimi stało. I jeśli ty też tego nie wiesz, to zakładam, że tylko oni znają prawdę.
- Dlaczego?
- Bo Lisa mogłaby się zwierzyć jedynie tobie, jesteś jej najlepszym przyjacielem. A Hilde też mi nie wygląda na takiego, co roztrząsałby to na prawo i lewo. Nigdy nie próbowałam dociekać. I bez wtrącania się w jej sprawy nasze kontakty nie wyglądają najlepiej. Uznałam, że to nie mój interes.
Chyba nigdy z nikim nie potrafiła rozmawiać tak otwarcie. No dobrze, może z Valerie, ale ona chwilowo się nie liczyła. Była jej przyjaciółką, a Bjoern był... kim on właściwie był? Stawiała sobie to pytanie zbyt często, wciąż pozostawiając je bez odpowiedzi. A mimo to siedziała tuż obok niego, w jego mieszkaniu, na jego kanapie. Czuła na sobie jego wzrok. Właściwie wystarczyłby jeden moment, wystarczyłoby przesunąć się odrobinę w lewo i mogłaby się do niego przytulić.
Nie wiedziała jak to się stało, że wylądowali w jego sypialni. Właściwie pamiętała jedynie moment, w którym poczuła na ramieniu jego dłoń, a chwilę później jego usta przemykające się gdzieś po jej karku. Odwrócił ją do siebie i pocałował tak, że gdyby stała, nogi pewnie by się pod nią ugięły. A potem posadził ją sobie na kolanach, jak gdyby ważyła mniej niż piórko i zaczął rozpinać suwak jej błękitnej sukienki. Nie miała pojęcia, co nią kierowało, gdy wsunęła dłonie pod jego koszulkę i przesunęła nimi po umięśnionym brzuchu. Nie miała pojęcia, co nią kierowało, gdy z pasją oddawała jego pocałunki. Nie miała pojęcia, co nią kierowało, gdy nawet najdrobniejszym słowem nie zaprotestowała, kiedy ściągnął z niej ubranie. Wiedziała jedynie, że gdy niósł ją do swojej sypialni, nie przestając całować, w głowie miała jedynie cudowny zapach jego ciała i wciąż wyraźnie brzmiące słowa Valerie sprzed zaledwie dwóch dni. Bierz go. Więc brała. Wszystko to, co jej dawał i jeszcze więcej.

***

Weszła do mieszkania, hałaśliwie przeciągając przez próg napakowaną po brzegi torbę, która podczas podróży przez te kilka pięter wyraźnie dała się jej we znaki. Cholerne, psujące się w najmniej odpowiednich momentach windy! Odwiesiła kurtkę, zdjęła buty i, zostawiając bagaż w korytarzu, ruszyła prosto do salonu. Rzuciła się na kanapę i podłożyła sobie pod głowę miękką poduszkę w kolorowe wzory. Miała ochotę zasnąć. Spać i spać, obudzić się po kilku godzinach z przyjemną pustką w głowie, nie martwiąc się tym czy dostanie pracę na cały sezon, ani tym co dokładnie Hilde miał na myśli, kiedy mówił 'podobają mi się twoje włosy'. Zamknęła oczy. 
- Tylko mi się wydaje czy ktoś tu wrócił do domku?
Złapała kolejną poduszkę i przycisnęła do twarzy.
- Oj, przestań się wygłupiać - Bjoern wyrwał jej ją z rąk, nie zważając na karcące spojrzenie Lisy.
- Jestem padnięta - mruknęła, przewracając się na brzuch i podtrzymując głowę na zgiętych rękach.
- Nie przesadzaj, nie tylko ty miałaś ciężki weekend - odparł, odrzucając w jej stronę kolorową poduszkę i przechodząc do kuchni.
- A przepraszam bardzo, mogę wiedzieć czym się zmęczyłeś? - Nie za bardzo przejmowała się faktem, że krzyczy. Liczyła na to, że może odrobinę się dzięki temu rozbudzi. Zdecydowanie powinna rzucić te tabletki na chorobę lokomocyjną. Nic nie wywołuje u niej senności w równie skuteczny sposób jak te małe diabelstwa.
- To już pozostanie moją słodką tajemnicą.
Usiadła. Zabrzmiało to zbyt poważnie, choć pewnie miało być żartem. A on nigdy nie miał przed nią tajemnic.
- Chyba żartujesz.
- Słucham? - Wrócił do pokoju z talerzem kanapek i rozsiadł się w fotelu.
- Nie było mnie raptem trzy dni, a ty już sobie tutaj sprowadziłeś jakąś laskę?
Cholera, ależ ona ma intuicję. Potarł brodę.
- Ber! Mówię do ciebie.
- A nawet jeśli, to co? Tobie chyba nic do tego...? - Co miał jej powiedzieć? Tak, owszem, była tu dziewczyna. Tak, owszem, poszedłem z nią do łóżka. A tak w ogóle, jak już się zwierzam, słuchaj, to była Nettie, twoja ulubiona siostra. Zainteresował się ciemną skórką chleba, nie chcąc patrzeć jej w oczy.
- Kto to? - W jej głosie było słychać tę charakterystyczną zadziorność, która świadczyła o tym, że nie odpuści dopóki nie wyciągnie z niego wszystkiego.
- Cholera jasna, Lis, to naprawdę nie jest twoja sprawa - mruknął, podnosząc się z fotela.
- Oj, nie bądź taki skryty! - roześmiała się. - Przecież nie pytam o szczegóły.
Przez chwilę pożałował, że wpakował się w taką pokręconą sytuację. Gdyby nie były siostrami, w tej chwili zasypałby Lisę tysiącem pytań, opowiedziałby ze wszystkimi szczegółami o obiekcie swych westchnień, który sprawiał, że nie potrafił zasnąć wieczorem, zupełnie jak jakiś szaleńczo zakochany nastolatek i wypytał o to, czego kobieta może oczekiwać od faceta na kolejnej randce. Albo po spędzonej wspólnie nocy. Cudownej nocy, po której zniknęła z samego rana. Zniknęła, bo nie chciała się natknąć na własną siostrę, która w każdej chwili mogła wejść do jego mieszkania. Co za popieprzona sytuacja.
- I tak to z ciebie wyciągnę, nie uciekniesz mi - rzuciła za nim, kiedy zamykał za sobą drzwi swojego pokoju.
Spojrzała na stojący na stoliku talerz. Bez zastanowienia chwyciła kanapkę z Nutellą. Nie wiedzieć czemu, gdy tylko poczuła w ustach smak czekolady, przed oczyma jak żywy stanął jej Hilde.

Co za popieprzona sytuacja.



6 komentarzy:

  1. chcę tylko powiedzieć że po pierwsze bardzo się jaram tytułem bo kocham nutellę a po drugie bardzo się jaram ogólnie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. głupek <3 ale nutella zawsze dobra sprawa :D

      Usuń
    2. w sumie to dosyć zabawne bo nie dalej jak tydzień temu doszłam do wniosku, że fangirling nad siatkarzami gdy się nie lubi siatkówki jest żenadą porównywalną z fangirlingiem nad nutellą gdy się nie lubi czekolady i od tej pory tag 'nutella' stosuję coraz częściej, niekoniecznie odnośnie mojego ulubionego produktu ferrero :D

      Usuń
  2. muszę powiedzieć, że taka jestem trochę stremowana, bo nie pamiętam, kiedy ostatni raz Ci zostawiałam taki porządny, PRAWDZIWY blogowy komentarz. czy to nie było jeszcze za czasów LD albo jakiegoś innego pisanego przeze mnie badziewia? tak czy siak dawno. no więc odczuwam stres i lekką presję w związku z tym że ciekawi Cię moja opinia (co postrzegam jako zaszczyt! ale także i presję :P). no dobra. głęboki oddech i jadę.

    po primo to w tej początkowej części Lisa mi bardzo przypomina mnie samą jako że również autentycznie nie cierpię kawy. nie znoszę jej zapachu, nie znoszę jej smaku, nie znoszę wszystkiego, co z nią związane i zasadniczo toleruję ją jedynie w wersji mrożonej tudzież latte (przy czym proporcja mleka do kawy wynosi z reguły około 7:1). także ból w pełni rozumiem i podzielam, dla mnie osobiście fenomen kawy to rzecz trudna do pojęcia. no, ale opinia jest jak dupa - każdy ma swoją.
    no i co do zdjęć też się zgadzamy. to pewnie zabrzmi trochę śmiesznie, ale dźwięk pstrykającej migawki to mój absolutny faworyt i wyprzedza chyba nawet dobrą grę na skrzypcach. fotografia to piękna sprawa i przy dobrych warunkach daje też mnóstwo satysfakcji. a przyjemność jest zawsze.

    przy części o nutelli ubawiłam się po pachy... kocham te małe opakowanka, są takie słodkie! i tutaj z kolei łączę się z tomem. ogólnie nutella to kolejny dowód na geniusz włochów. niepojęta jest moja miłość do tego narodu. żaden dżem z tym nie może konkurować. nie ma coś szczęścia tomaszek. tu mu nutellę sprzątną, tu się chłopak w uczuciach zagubi. no bo się chyba trochę zagubił, co? ta zazdrość o veltę wręcz ociera się o postawę klasycznego psa ogrodnika! ciekawe czy by się tak dalej frustrował gdyby znał podejście lisy. a czegoś tam się powinien domyślać w związku z tym jak dla mnie bardzo symbolicznym zdarzeniem jakim była nutella w kieszeni. drobny, mały aspekt... ale moim zdaniem dość wyraźny.
    tak na marginesie - obgryzanie paznokci bardzo mnie rozczuliło bo to takie totalnie w stylu svendsena :3

    szkoda mi velty bo on ma chyba dosyć poważne zamiary. chyba, że to mnie się tylko wydaje. no, ale ogólnie gołym okiem widać, że lisa leci na toma (jak to było? stara miłość nie rdzewieje, bla bla bla?) i on na nią raczej też, choć aktualnie przede wszystkim jest zajęty strojeniem fochów. może go ta nutella trochę rozluźni. nieważne, wróćmy do lisy. niech ona lepiej velcie nadziei nie robi bo to się może bardzo źle skończyć dla wszystkich. mnie się to przynajmniej nie podoba. tak zwane złe przeczucie.

    co do A&B... no, tego! fajno! no. jaram się, oczywiście, że się jaram. bo to chyba moje tutejsze otp. nawet za bardzo nie wiem, co powiedzieć. aczkolwiek i tu mam złe przeczucia. bo jakoś nie wierzę że lisa spojrzy na tą relację przychylnym okiem. a znając życie kapnie się niedługo, bo nie wygląda mi na taką, która odpuszcza, szczególnie gdy w grę wchodzi życie osobiste (i erotyczne) bera. co mnie wcale nie dziwi ale jak na moje oko lepiej by chyba zrobił gdyby się nie wygadał... chociaż to już i tak musztarda po obiedzie. tak czy siak, nie wierzę że ot tak dostaną błogosławieństwo i przewiduję na horyzoncie tak zwane little troubles. ale co tam, pal licho te kłopoty! cieszę się, że się spiknęli. mam tylko nadzieję, że niejednorazowo. że z tej mąki będzie chleb czy chociaż coś na jego kształt. chleb to dobra rzecz!

    gówniany komentarz. ale wszystko mi się bardzo podobało. opisy mi się podobały. dialogi mi się podobały. nutella mi się podobała. scena plus osiemnaście też mi się podobała! cholera! chcesz dołączyć do mojego klanu hejtowanych za nadmierną perfekcyjność?! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję, że tym razem mój komentarz się pojawi, a ja nie stracę nerwów. Tytuł mi się spodobał, pomimo że nie jestem fanką Nutelli jak bohaterowie :) Widzę, że zapewnienie o poworcie nie było gołosłowne, z czego się bardzo cieszę. No, ale do rzeczy- w tym odcinku nawet nie denerwowała mnie Lisa, a za scenę z BERem to nawet ją polubiłam! Chociaż wsunięcie Nutelli do kieszeni Toma, było urocze. Takie małe rzeczy tylko potwierdzają, że ona go zna tak naprawdę i w każdej chwili będzie go znała tak samo i tego nie można zapomnieć.
    Podobał mi się też fragment z Rune... Oczywiście, żal mi się go zrobiło, ale z drugiej strony doskonale pokazuje, że nie można uczucia namalować, stworzyć, jeśli się nie czuje tego, co często się czuje z osobą, która nie powinna być nam bliska, bo nas rani. Rune byłby dla niej wspaniały, bo by się nią opiekował, ale nie umie się przecież zmusić do uczucia.

    BER i Anette to mój ulubiony wątek! Chyba podoba mi się to, co BER nazwał w myślach ''popieprzoną sytuacją'', bo takie, może nie ''zakazane'', ale związki wystawione na krytykę ze strony najbliższych coś w sobie mają pociagającego. Ja im kibicuję z całego serca, a liczę na to, że nie umiałabyś złamać serduszka BERowi :)

    Czekam na dalszy ciąg!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, chyba chciałabym wrócić na stałe, a rozdziały w odstępie miesiąca to już dobry znak! :) i nawet nie wiesz jak bardzo również i ja liczę na to, że nie będę w stanie złamać serca berniego. plany dla tej dwójki mam jak na razie bardzo mgliste, ale na pewno będzie wyboiście i wcale nie jestem pewna czy skończy się happy endem. choć o serducho romoerena postaram się mimo wszystko zatroszczyć ;)

      Usuń