26 czerwca 2013

8. Przepadli.

   Z nieba leciały drobne, białe płatki. Zatrzymywały się na ogromnym, błękitnym pomponie jej czapki i na jej długich rzęsach. Uparcie wpadały do oczu, wirując w łagodnym tańcu, do którego zapraszał je późnojesienny wiatr. Nie zwracała na to uwagi. Ani na padający śnieg, ani na krzyczących gdzieś obok ludzi. Na biegające dzieci, toczące zaciętą wojnę na śnieżki, na ekipę telewizyjną z ogromnymi kamerami, która kręciła się w kółko bez ładu i składu. Wszystko przestało dla niej istnieć. Liczył się tylko aparat w jej rękach. Pstryk, pstryk, pstryk. Kolejne zdjęcia lądowały na karcie pamięci, a ona z uśmiechem na ustach uwieczniała wszystko, co działo się na skoczni. Sam obiekt, kibiców, zawodników, bałwana ulepionego przez rozwrzeszczane dzieciaki, dla których padający z nieba śnieg był zdecydowanie większą atrakcją niż fruwający w powietrzu skoczkowie. Pstryk, pstryk, pstryk. Dziesiątki ujęć i setki twarzy. Wszystko okraszone drobnymi płatkami śniegu. Była szczęśliwa. Nawet w chwili, gdy w jej głowie pojawiła się myśl o tym, że później będzie musiała zgrać cały materiał na dysk twardy komputera, wybrać zaledwie kilkanaście zdjęć, co wydawało jej się zadaniem niemal niemożliwym, poddać je szybkiej obróbce, wysłać do redakcji i czekać na werdykt. Teoretycznie to wciąż nie była jej praca. To była dopiero próba. Pierwsze zawody w tym sezonie. Pierwsze kwalifikacje. Jej wielka chwila prawdy. Jeśli się sprawdzi, dostanie umowę i zatrudnienie. Jeśli nie... no cóż, przynajmniej nie będzie musiała tak często widywać Toma. Choć przy posiadaniu rzeczywistej pracy, która dodatkowo była realizacją jednej z jej największych pasji, perspektywa widywania się z Hilde przestała ją tak bardzo przerażać. Pstryknęła mu parę zdjęć z daleka i tyle. Nic wielkiego. Nie musiała z nim przeprowadzać wywiadu, od tego byli inni. Jej robota nie wymagała praktycznie żadnego kontaktu i to ją cieszyło. Pewnie nikt w redakcji nawet by nie zauważył gdyby nie uchwyciła go na żadnym ze zdjęć, w końcu skoczków było kilkudziesięciu i nie każdy musiał zagościć w jej obiektywie. Ale Lisa nie zamierzała okazać się słaba. W końcu chodziło tylko o kilka fotek. To nie było nic wielkiego. Zresztą, pierwszego dnia była tak szczęśliwa, że najchętniej obfotografowałaby wszystko. Absolutnie wszystko i wszystkich. Nawet bałwan, którego ulepili najmłodsi kibice zasłużył na własną sesję. Robiła zdjęcia, biegając gdzie tylko mogła, tonęła w zaspach świeżego śniegu i śmiała się jak wariatka. Dawno nie czuła się tak szczęśliwa.


*****

   Śnieg był biały i czysty. Nie zdążył jeszcze zmienić się w błotnistą, ohydną miazgę w starciu z życiem stolicy. Nie lubiła zimy w mieście. Nie lubiła brudnego, topniejącego śniegu na ulicach, rozjeżdżanego przez koła setek samochodów. Nie lubiła zamarzniętej wody na chodnikach, które zamieniały się w pułapki, zwłaszcza dla osób, które tak jak ona uwielbiały wysokie obcasy. Nie lubiła szarych zasp, piętrzących się na przystankach autobusowych i parkingach, które przez tygodnie zalegały tam, zapomniane, nie chcąc stopnieć ani zniknąć. Zima w mieście w niczym nie przypominała tej, którą znała z dzieciństwa. Prawdziwie białej, czystej i pięknej.
   Wchodząc do budynku, odrzuciła z głowy ogromny kaptur obszyty delikatnym, sztucznym futerkiem. Ściągnęła skórzane rękawiczki i przeczesała dłonią włosy. Obrzuciła schody długim spojrzeniem i zdecydowała się zaczekać na windę. Obdarowała uśmiechem młodego chłopaka, który stanął obok niej. Spłonił się rumieńcem, a ona miała ochotę roześmiać się w głos, ale w ostatniej chwili zrezygnowała, nie chcąc zawstydzić go jeszcze bardziej. Razem weszli do windy i razem wysiedli na piątym piętrze. On popędził szybko do pierwszych drzwi po lewej i z uporem maniaka zaczął maltretować przycisk dzwonka. Ona wdzięcznym krokiem pokonała cały korytarz, zatrzymując się dopiero przy ostatnim mieszkaniu. Jej uszu dobiegł wesoły, dziewczęcy głos, a chwilę później trzask zamykanych drzwi. Przez krótki moment poczuła jakąś irracjonalną ulgę wynikającą z faktu, że została na korytarzu całkiem sama. I że nikt, absolutnie nikt nie mógł być świadkiem chwili zawahania na sekundę przed zapukaniem do dębowych drzwi. Uśmiechnęła się nerwowo, gdy jej dłoń zawisła w powietrzu, w połowie drogi do ciemnego drewna, w które miała zastukać. Odetchnęła głęboko i porzuciła wahanie. Zapukała zdecydowanie, porzucając wszelką niepewność w tym miejscu. Jej głupie wątpliwości nie miały prawa przekroczyć progu tego mieszkania wraz z nią.


*****

- Hej, słońce – mruknął Rune gdzieś w jej czapkę, gdy przytulił ją na powitanie, unosząc przy tym kilka centymetrów nad ziemię. – Jak tam sesja?
- Cudownie. – Odpowiedziała krótko, odwracając się, by dokończyć pakowanie obiektywów i reszty sprzętu do wielkiej czarnej torby.
- Coś nie słychać w twoim głosie entuzjazmu, złotko – rzucił Norweg, przemieszczając się kilka kroków w lewo, by znowu patrzeć jej w oczy.
- Wierz mi, że jestem bardzo entuzjastycznie nastawiona, nie moja wina, że masz problem z tym, by to dostrzec. I nie nazywaj mnie „złotko” – dodała, jakby po chwili namysłu.
- A dlaczego nie, złotko? – Zapytał, akcentując ironicznie ostatnie słowo i uśmiechając się przy tym rozbrajająco.
- Bo nie. I już. To wnerwiające. – Zawyrokowała, zasuwając zamek torby i podnosząc ją ze śniegu. Otrzepała ciemny materiał i już miała przewiesić bagaż przez ramię, gdy Velta wyrwał go z jej rąk.
- Zachciało ci się robić za tragarza?
- Nie, zachciało mi się być uprzejmym. – Udał, że nie zauważa jak dziewczyna wznosi oczy ku niebu i ruszył przed siebie.
- A mogę wiedzieć dokąd zmierzasz? – spytała kpiącym tonem, widząc jak Rune dziarsko przeskakuje przez ogromne zaspy, udając się w zupełnie przeciwną stronę niż ona sama zamierzała.
- Jak to dokąd? Do busa – odparł jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem. Lisa zatrzymała się w pół kroku.
- Chyba zwariowałeś.
- Absolutnie nie. – Powiedział pewnie, również się zatrzymując. Był kilka kroków przed nią. – Daj spokój, nie będziesz się tłukła autobusami czy nie wiadomo czym, jeśli możesz się zabrać z nami.
- A właśnie, że będę – warknęła, podchodząc do niego i próbując wyrwać napakowaną torbę z jego dłoni. - Oddawaj, głupolu.
- Przestań, jedziesz z nami i już. I tak mieszkamy w jednym hotelu, nie rozumiem o co ci chodzi.
- O to, że próbuję być niezależna!
- Tutaj się puknij – rzucił ze śmiechem, stukając się wymownie palcem lewej ręki w skryte pod wełnianą czapką czoło, nie zważając na jej obrażoną minkę. – To twoje uciekanie przed Tomem tyle ma wspólnego z niezależnością, co…
- Przed nikim nie uciekam – mruknęła, nie pozwalając mu dokończyć tej barwnej wypowiedzi.
- Nie? To udowodnij. – I tyle go widziała, pobiegł prosto przez białe zaspy, przeskoczył odśnieżoną dróżkę i zniknął między samochodami i busami stojącymi na parkingu. Zniknął razem z jej torbą. Z aparatem. Ze wszystkimi zdjęciami. A co najważniejsze zniknął, wywołując w niej dziką żądzę udowodnienia mu, jak bardzo się myli. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, pobiegła za nim.


*****

- Nie sądziłem, że przyjdziesz.
Była piękna. Olśniewająco piękna. W ciemnobordowej sukience przed kolano, z rękawem sięgającym za łokcie. W kozakach na wysokiej szpilce, choć nie miał pojęcia, jakim cudem potrafiła utrzymać w nich równowagę na oblodzonych chodnikach Oslo. Ze swoimi złotymi włosami spływającymi delikatnie na ramiona, wijących się w zgrabnych lokach. Z idealnie pomalowanymi paznokciami i ustami w kolorze karminu. Była piękna.
- Sądziłeś, że nie będę miała ochoty mieć nic wspólnego ze znajomym mojej siostry? – powiedziała uszczypliwie, ale z delikatnym uśmiechem, unosząc w dłoni lampkę białego wina, które popijali powoli po skończonej kolacji.
Choć nigdy by się do tego nie przyznał, onieśmielała go. Ciekawiła, fascynowała, zachwycała, tak. Ale również onieśmielała. Była perfekcyjna. A on, no cóż, on był tylko sobą. Nie wiedział dlaczego w ogóle zgodziła się na spotkanie. A potem na kolejne. I kolejne. Aż w końcu zdecydował się zerwać z bezpiecznym, neutralnym terenem miejsc publicznych i zaprosić ją do własnego mieszkania. Poznawał ją, dowiadywał się rzeczy, o które nigdy by ją nie posądził, powoli zacierał się w jego głowie obraz, który wykreował na własny użytek z opowieści Lisy. Ale to nie zmieniało faktu, że ta kobieta momentami wciąż go onieśmielała.
- Sądziłem, że jesteś zbyt zapracowana, by znaleźć czas na kolację ze mną – odpowiedział, wplatając zgrabnie w swoje słowa przytyk do niezliczonych telefonów, które odebrała podczas ich ostatniego spotkania.
- Dla niektórych zawsze znajdę czas. – Jej uśmiech sprawił, że po plecach przebiegły mu ciarki. – Daj spokój, za moment mi się tu zarumienisz – parsknęła, a jej oczy zabłyszczały. – Lubię ciekawych ludzi. A ty jesteś ciekawym mężczyzną, Bjoern.
- Doprawdy? – uniósł brwi w udawanym geście zdziwienia, choć pragnął potwierdzenia.
- Doprawdy. W przeciwieństwie do mojej siostry nie miałam do tej pory do czynienia ze skoczkami narciarskimi. Okazuje się, że wiele tracę.
- Traciłaś – poprawił ją. – Czas przeszły.
Roześmiała się, kiwając głową.
- Nie wiedziałam, że gotujesz.
- Wielu rzeczy jeszcze o mnie nie wiesz.
- A ty o mnie.
Uśmiechnął się, słysząc wyzwanie w jej głosie. Była niezwykła. Absolutnie fascynująca. I zaprzeczała wszystkiemu, co usłyszał na jej temat od Lisy. To było najdziwniejsze. Obraz zimnej perfekcjonistki kłócił się z kobietą, która siedziała naprzeciwko niego, popijając wino i rozmawiając bez żadnych zahamowani. Była perfekcyjna, owszem, ale wcale nie była zła. Nie widział w niej okrucieństwa, złośliwości ani chłodu. W najmniejszym stopniu. To, że była zamknięta w sobie to zupełnie co innego. Była skryta, mówiła tylko tyle, ile zechciała, a o sobie ujawniała jeszcze mniej. Ale była w tym pewna zmysłowość i tajemnica, które niezwykle go pociągały. Gdy dostrzegł jak przygryza karminową wargę i zaplata jeden ze złotych pukli na palec, zdał sobie sprawę, że przepadł. Zupełnie. A co najgorsze, nawet nie wiedział kiedy to się stało.

*****

- Ruszamy gdzieś wieczorem?
- No ba!
- Ja odpuszczam.
- Ale warunki, zero wiatru!
- Czemu to badziewie nie działa?
- Weźcie się zamknijcie, bo próbuję rozmawiać przez telefon.
- Sam się zamknij.
- Lubię placki.
Weszła do autobusu zaraz za Veltą, a on nie mógł powstrzymać cichego westchnienia. Czuł, że się tu pojawi. Czekał na to. Zastanawiał się dlaczego jeszcze jej nie ma. A teraz była, była tu całą sobą, rubinowe włosy wystawały spod grubej wełnianej czapki, a ona chuchała w zmarznięte dłonie.
- Hej wszystkim – rzuciła z uśmiechem, rozglądając się po siedzących w busie chłopakach, jeszcze przed sekundą żywo dyskutujących na wszystkie możliwe tematy. Nawet nie drgnęła, gdy ich oczy się spotkały. Spróbował odwzajemnić uśmiech, ale zamiast tego, jak tchórz odwrócił głowę i wyjrzał przez okno. Przejechał palcem po szybie, śledząc drogę spływających po niej śnieżynek, szybko zmieniających się w krystaliczne krople. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że wokół znowu rozbrzmiały głośne rozmowy i sprzeczki. Rzucił okiem na Lisę. Stała na środku przejścia, rozglądając się za wolnym miejscem. Jak na złość Velta rzucił się w jego stronę, chcąc usiąść przy nim, tak by ona mogła zająć jedyne pozostałe wtedy miejsce, przy Bardalu. Lisa jednak wydawała się zupełnie tego nie zauważać, zgrabnym krokiem wyminęła Rune, który mocował się z jej torbą, chcąc położyć ją na półce pod sufitem i usiadła na miejscu, przed którym ten tak bardzo chciał ją uchronić. Jak gdyby nigdy nic usiadła obok Toma.
- Mogę? – spytała, gdy już umościła się wygodnie w fotelu.
Co miał jej powiedzieć? W głębi serca wyśmiał Veltę i jego przesadną troskę, pogratulował Lisie i zatęsknił za jej temperamentem. Pokiwał jedynie głową, dostrzegając jak Rune, niezwykle zdziwiony, siada obok Andersa.
- Niezłe skoki – powiedziała, a on po raz kolejny nie miał pojęcia, jak zareagować. Chwaliła go? Miała ochotę z nim rozmawiać? To było tak zadziwiające, że przez chwilę po prostu milczał jak zaklęty, a gdy w końcu się odezwał, miał wrażenie, że jego głos brzmi beznadziejnie głupio.
- Dzięki.
Zdjęła czapkę i jej ciemnoczerwone włosy wreszcie znalazły się na wolności. Choć uwielbiał jej jasnoblond kosmyki, które towarzyszyły mu przez całe życie, nawet, gdy ona już z niego znikła, nie mógł się oszukiwać. Te rubinowe refleksy na jej głowie niesamowicie się mu podobały. Przywodziły na myśl ogień, choć to nie był klasyczny rudy. To była głęboka czerwień, która tak bardzo kłóciła się z jej poprzednimi, anielskimi puklami, że miał ochotę się roześmiać. A mimo to ten kolor strasznie go fascynował.
- Co jest? – spytała, zauważając, że się jej przygląda. Jej turkusowe oczy zaiskrzyły.
- Podobają mi się twoje włosy – palnął bez zastanowienia, sekundę później czując jak się czerwieni. Odwrócił się w stronę okna, gratulując sobie głupoty.
- Dziękuję – powiedziała po dłuższej chwili, jakby musiała zastanowić się nad tym czy to przypadkiem nie była jakaś kpina. Tylko tyle. Aż tyle. Uśmiechnął się do fragmentu swojego odbicia, który widział w szybie. Jakiś czas później usłyszał cichą muzykę z jej odtwarzacza. Zastanawiał się czego mogła słuchać. Była tak zmienna jak wiosenne niebo. To mogło być wszystko, od delikatnego popu na metalu skończywszy. Za to ją kiedyś kochał. Za tę zmienność, za tajemnicę, za to, że znał ją jak nikt, a mimo to każdego dnia potrafiła go zaskoczyć. Nic się w tym względzie nie zmieniło.


*****

Siedziała na swojej wygodnej kanapie w kolorze kawy z mlekiem, popijając gorącą herbatę. Usiłowała skupić się na czytanej książce, ale drobne literki wirowały przed jej oczyma, za nic w świecie nie chcąc posklejać się w sensowne zdania. Zrzuciła lekkie, szmaciane balerinki, służące jej za kapcie i podciągnęła nogi na sofę. Odłożyła lekturę na stolik i z zadumą wyjrzała przez okno. Zastanawiała się nad tym, co tak strasznie ją rozprasza. A raczej kto. Czuła jakieś dziwne zawirowania w żołądku na samo wspomnienie jego twarzy, pokrytego piegami nosa i blond kosmyków otaczających policzki. Był przystojny, owszem, nigdy temu nie zaprzeczała. Ale zupełnie nie w jej typie. Daleko mu było do gorącego bruneta o bursztynowych oczach, którego zawsze wizualizowała sobie jako własny ideał. I z pewnością nie był perfekcyjnym, dobrze zarabiającym biznesmenem czy prawnikiem. Nie, zamiast tego skakał sobie na dwóch nartach, igrając z losem za każdym razem. A na dodatek był przyjacielem Lisy. Pięknie się wpakowałaś, moja panno! Był tak bardzo różny od tego o czym zawsze marzyła, więc dlaczego sprawiał, że jej serce biło szybciej? Dlaczego tak bardzo ją intrygował? Dlaczego najchętniej spędziłaby z nim każdą wolną chwilę? Dlaczego żałowała, że dokładnie w tym momencie nie ma go obok i nie może go zaciągnąć do sypialni?
Na tę ostatnią myśl, aż zakrztusiła się herbatą, która powoli stygła i traciła swój niebywały aromat. Ze złością odstawiła kubek na szklany blat stolika. Co też w nią wstąpiło? Spotkali się zaledwie kilka razy, do niczego właściwie nie doszło, a ona już marzy o tym, by uprawiać z nim seks. Pięknie, po prostu pięknie. Nie znosiła momentów, w których mężczyźni mieszali jej w głowie. Właściwie, jeśli dobrze się nad tym zastanowić, dochodziła do wniosku, że dzieje się to pierwszy raz od bardzo dawna. To ona miała mieszać w głowach. Nie na odwrót.
Ze zrezygnowaniem sięgnęła po telefon i wybrała numer. Zanim nacisnęła zieloną słuchawkę, przez kilka sekund wpatrywała się w wyświetlacz.
- Taaak? – głos po drugiej stronie był wyraźnie zaskoczony.
- Hej, Val, to ja.
- Wiem, że to ty, słońce, twoje piękne imię ukazało się na moim wyświetlaczu – parsknęła jej najlepsza przyjaciółka. O ile można ją tak nazwać. Anette miała mnóstwo znajomych i koleżanek, ale gdyby miała ryzykować i nazwać kogoś swoim przyjacielem, zdecydowałaby się chyba tylko i wyłącznie na Valerie. No i może Bera. Cholera jasna, zna go ledwie parę tygodni, a już próbuje go określać jako przyjaciela. Coś tu jest nie tak. Zawsze była ostrożna z tym słowem. A on zakradł się do jej życia i tak po prostu został jej przyjacielem. Doszła do wniosku, że rozmowa z Val naprawdę się jej przyda. – Co się dzieje? Nie pamiętam kiedy ostatnio dzwoniłaś.
- Wyprowadziłam się z domu, przeniosłam się do Oslo, moja szalona młodsza siostrzyczka wróciła do Norwegii, nasi rodzice się rozwodzą i poznałam świetnego faceta.
- Powoli! – w tle nagle dało się słyszeć radosne chichoty dzieci – Daj mi minutę. Liv, słońce, włącz jakąś bajkę i obejrzyjcie we dwójkę, tak, może być "Piękna i Bestia". Oczywiście, zaraz podrzucę wam jakieś kanapki, miej oko na małego – Anette słuchała wskazówek, których Val udzielała swojej pięcioletniej córce, zastanawiając się jakim cudem minęło tak dużo czasu od kiedy ostatni raz się widziały. – Kochana, co to ma znaczyć? Jakiego faceta? Mów mi wszystko!
- Nie ekscytuj się tak, bo potem Liv zacznie ci zadawać niewygodne pytania – zaśmiała się do słuchawki.
- Spokojnie, dzieciaki siedzą w salonie i oglądają bajkę, a ja próbuję znaleźć w lodówce coś na kanapki. Nieważne! Opowiadaj. Kto to? – Val zawsze strasznie ekscytowała się jej życiem. No dobrze, może nie zawsze. Ale od kiedy większość czasu spędza w domu, wychowując dwójkę dzieci, wszelkie sensacje z życia przyjaciółki stały się dla niej podwójnie interesujące. Nie żeby Val narzekała na własne. Uwielbiała swoje dzieci i szalała za swoim mężem, mimo że byli po ślubie już kilka lat i przeszli nie jeden trudny okres.
- Ma na imię Bjoern i… och, Val, nie wiem co mam ci powiedzieć. Sama nie wiem. To wszystko dzieje się tak szybko. I tak jakby zupełnie poza mną i… naprawdę nie wiem, co mam ci powiedzieć. Po prostu dziesięć minut temu, siedząc w mieszkaniu, zdałam sobie sprawę, że mam ochotę się z nim kochać. Co się ze mną dzieje?
Valerie aż zagwizdała z wrażenia na jej wyznanie, a Anette nie mogła pohamować śmiechu. To sobie znalazła problemy.
- Skoro tego chcesz, to to zrób. Proste.
- Ale…
- Tutaj nie ma żadnego „ale”, słońce. To oczywiste, że coś do niego czujesz, bo nie jesteś osobą, która wskakuje do łóżka z pierwszym poznanym facetem.
- Boje się, że zmieniam się we własną siostrę - mruknęła Anette, bardziej do siebie niż do przyjaciółki.
- A to niby co ma oznaczać? - fuknęła tamta w odpowiedzi. W tle zadźwięczała melodia dziecięcej piosenki, po czym blondynka wnioskowała, że młoda mama właśnie zakradła się do salonu, by postawić przed swymi pociechami talerz pełen przepysznych kanapek z nutellą.
- To jej tereny. Chodzi mi o to, że on jest skoczkiem narciarskim - wydusiła wreszcie. Co prawda to nie było jej największym zmartwieniem. Dużo bardziej problematyczne było to, że Bjoern jest najlepszym przyjacielem Lisy.
- Tak jak ten jej chłopak?
- Były chłopak, Val. Pamiętasz? Opowiadałam ci tę dramatyczną historię - zironizowała, nakręcając długie włosy na palce. - Rozstali się ponad rok temu. Potem Lisa wyjechała na studia do Francji, a teraz znowu jest tutaj i na dodatek mieszka... mieszka w Oslo.
- A gdzie miałaby mieszkać? - parsknęła młoda mama. - Chyba nie z rodzicami, co?
Anette uśmiechnęła się na tę sugestię. Lisa starała się trzymać najdalej jak mogła od rodzinnego domu od kiedy skończyła piętnaście lat. Nic się pod tym względem nie zmieniło. No może tylko to, że teraz ona też zaczęła to robić. Rozwód rodziców otworzył jej oczy i uprzytomnił wiele spraw. Dotarło do niej, że nie może spędzić kolejnych lat w złotej klatce, którą przygotowała dla niej matka. Szkoda, że tylko dla niej. Jakoś nigdy wcześniej nie dostrzegła, jak bardzo była faworyzowana przez rodziców. Jak bardzo matka pielęgnowała swojego złotowłosego aniołka, ignorując wiecznie chodzącą własnymi drogami Lisę. Rozwód rodziców dał jej do myślenia. Teraz ona też trzymała się z daleka od domu, w którym się wychowała, który kiedyś tak bardzo kochała. Zdała sobie sprawę, że to kolejny punkt, w którym niebezpiecznie upodabnia się do młodszej siostry. Co się z nią dzieje?
- Nie chodzi mi o to, że ona mieszka z... nieważne, w każdym razie, Val, powiedz mi co mam robić?
- Jak to co? - W tle trzasnęły drzwi. Odpowiedź przyjaciółki padła szybko, chwilę potem dodała jedynie, że mąż wrócił z pracy i zdecydowanie musi kończyć, obiecała, że zadzwoni za parę dni. Anette odłożyła telefon na szklany blat stolika czując w głowie jeszcze większą pustkę niż zanim zdecydowała się na tę rozmowę. Ale tylko przez chwilę, bo po upływie kilku sekund i potężnym łyku wina, zdecydowała, że co ma być to będzie i postanowiła wziąć sobie do serca radę przyjaciółki. Radę krótką i zwięzłą, ni mniej, ni więcej niż wymowne "bierz go!".

_____________________________

Zakładam, że jesteście nie mniej zdziwione niż ja. W każdym razie postanowiłam wrócić. Przeniosłam bloga, bo nie rozumiem już Onetu. Tamten zostanie, bo nie lubię niczego kasować, ale od teraz publikować będę tutaj, jakoś lepiej to wygląda. Źle mi z tym, że tak długo mnie nie było i z tym, że nie do końca czuję już tę opowieść, ale mam nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto powita mnie z otwartymi ramionami. Albo i nie, bo w zasadzie nie wiem już nawet gdzie moich blogowych dziewczyn szukać. Strasznie się zapuściłam w tym światku, przykro mi. Ale przeżyłam pierwszy rok studiów, więc teraz chyba może być już tylko lepiej, prawda?

6 komentarzy:

  1. Ja witam z otwartymi ramionami :D Jak zobaczyłam nowy odcinek, to w sumie byłam skłonna ponownie wyznawać Ci miłość (tak ja na wieść o 7 bodajże), ale stwierdziłam, że nie będę się powtarzać :D Powiem więc tylko, że niezmiernie się cieszę z Twojego powrotu i gratuluję zakończenia 1 roku :)
    Komentarz do odcinka dodam najszybciej jak dam rade, niestety ostatnio mi się dość dużo rzeczy zwaliło na głowę i nie mam na nic czasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie śpiesz się z wyznawaniem mi miłości, ten rozdział tworzył się parę miesięcy i jest dosyć byle jaki, ale mam nadzieję, że dalej będzie tylko lepiej ;)

      Usuń
    2. Spokojnie mogę wyznawać Ci miłość, bo zupełnie nie zgadzam się co do tej 'byle jakości' tego rozdziału, mi się bardzo bardzo podobał.
      Zacznijmy od tego zimowego klimatu. Niezwykle się czyta coś takiego, kiedy za oknem króluje prawdziwe lato, a temperatura przebija 30. A mimo to, Twoje niesamowite opisy sprawiły, że poczułam się jakbym naprawdę stała pod tą zaśnieżoną skocznią, patrzyła na te szalejące dzieci, które ogólnie mają w nosie skoki, wolą tę zimę i patrzyła na tego bałwana. Dziękuję Ci za ten powiew zimy w samym środku lata.
      Podobał mi się też taki radosny i lekki klimat tego rozdziału. Podziwiam Lisę, że potrafi tak przymknąć na wszystko - a raczej nie na wszystko, tylko na Toma - oko i po prostu cieszyć się robieniem tego, co uwielbia, a widać, że uwielbia robić zdjęcia. Nie wiem czy równie mocno jak grać, bo były to dwa zupełnie inne opisy, podczas jej gry było tak bardziej sentymentalnie, poważnie, ale też czuć było jej miłość do tego. Tutaj czułam przede wszystkim jej radość, swobodę, jakby to właśnie zdjęcia pozwalały jej wyrwać się z trosk związanych z Tomem, choć to właśnie za ich sprawą musi być tak blisko niego.
      A własnie, co do Toma - uwielbiam tę scenę w autokarze i przewrotność dziewczyny, to jak pokazała, że z całą pewnością nie zamierza uciekać przed Hildziakiem, mimo iż gdyby nie Rune z całą pewnością by to zrobiła. No i Tomuś z tym jego 'podobają mi się Twoje włosy', sorry Hildziak, ale buchnęłam śmiechem w tym momencie. Ma chłopak wyczucie, nie powiem. Fajnie jednak, że nie skaczą sobie do gardła, tylko próbują zachowywać się jak dorośli, poważni ludzie. Podoba mi się to, choć przecież aż czuć te skaczące między nimi iskry.
      Zastanawia mnie tylko Velta, bo coś mi to jego 'złotkowanie' i troska o Lisę zaczyna podchodzić pod coś więcej i jestem ciekawa czy Rune sobie przypadkiem nie pomyśli czegoś za dużo. Obawiam się, ze dla Lisy nie byłoby to najlepsze rozwiązanie, gdyby miała go jakoś brutalnie sprowadzać na ziemię.
      No to teraz przechodzę do naszej drugiej pary, bo właściwie to oni grali w tym rozdziale pierwsze skrzypce i powiem, że zakochałam się w tym, jak pokazałaś Anette. Szczególnie w tej części, kiedy rozmawiała z Val. W sumie do tej pory byłam przekonana, że to taka bezduszna, zimna zołza, która nie widzi nic poza czubkiem swojego nosa. W zasadzie siostry ewidentnie się nie lubiły, a my dotychczas widzieliśmy ją z perspektywy Lisy, więc nie dziwne, że nie znaliśmy tej jej niezwykłej strony. Lubiłam ją jako zołzę, ale ta całkiem normalna i odczuwająca ludzkie potrzeby istota naprawdę mnie urzekła i nie dziwię się, że Ber też się nią oczarował. No i ona Berem. No tylko jest ten jeden, zasadniczy problem - Lisa. Wolę sobie nie wyobrażać, co będzie kiedy ona się o tym wszystkim dowie. Chyba że to właśnie zbliży je do siebie, w końcu Anette już teraz zaczyna zauważać, że coś ją z Lisa łączy, kto wie, może właśnie za sprawą Bera połączy je jeszcze więcej. W sumie to im tego życzę. No i przede wszystkim życzę Anette i Bjoernowi, żeby byli razem, bo są niezwykli razem - nawet jak są osobno i Anette wariuje przez niego. A może nawet - zwłaszcza wtedy.
      Podoba mi się ten Twój powrót i mam nadzieję, że teraz kiedy sesja za Tobą, ruszy jakoś do przodu ta historia. Naprawdę za nią tęskniłam.

      Usuń
    3. Kochana, nawet nie wiesz jak ja tęskniłam za Twoimi komentarzami! Zawsze wywołują na mojej twarzy przeogromny uśmiech i dziękuję Ci za to serdecznie. Uwielbiam to jak czytasz między wierszami i doszukujesz się dokładnie tego, czego powinnaś się doszukać. W paru kwestiach masz rację, ale mam nadzieję, że jeszcze i tak uda mi się czymś zaskoczyć ;) No i fajnie, że polubiłaś tę trochę inną wersję mojej ukochanej Nettie, bo to właśnie miała być taka diablica z aureolą, tudzież aniołek z rogami, zależy jak na to spojrzeć, w każdym razie nie taki diabeł straszny jak go malują, a Lisa odmalowała swoją siostrę w najgorszych możliwych barwach. Nie bez przyczyny oczywiście, bo najlepszymi siostrami na świecie nigdy nie były, wręcz przeciwnie, ale chciałam pokazać, że Anette ma też zupełnie inne oblicze. A wiadomo, że Ber wyciąga z ludzi to, co najlepsze. To taki mój dobry duszek tutaj, i w ogóle wszędzie :) Oj, dobra, bo mogłabym tak bez końca, w każdym razie przeogromnie cieszę się, że jesteś i dziękuję za wszystkie słowa <3

      Usuń
  2. Mój komentarz będzie jak zawsze okropnie słaby, chociaż po tak długiej zwłoce powinien być cudowny. Co ja mogę powiedzieć? Cieszę się, że wróciłaś, bo naprawdę jestem wierna tylko Wam. A już jak czytam o skoczkach w środku lata, to już w ogóle cudownie. (Nadal czuję się zdradzona przez Goldiego).
    Ja już chyba wspominałam o tym, ale główna bohaterka strasznie działa mi na nerwy. To znaczy, wkurza mnie jej zachowanie. Nawet ta sytuacja z Tomem w autokarze, jakoś tak mnie zdenerwowała! Co innego Anette, jakoś ją lubię, szczególnie jeśli BER też ją lubi :) I jakoś im bardzo kibicuję, a nawet jeśli Lisa została zraniona przez Toma, to jakoś nie umiem być po jej stronie. Wiem, jestem okropna! Mam nadzieję, że dozna jakiegoś oświecenia, że musi się zmienić! :)
    Przepraszam za taki marny komentarz, ale wiedz, że czekam na następny rozdział :)
    aśś

    OdpowiedzUsuń
  3. jak tylko przeczytam, to skomentuję. póki co jeszcze jestem pośród bagaży, ale będę działać tak szybko, jak tylko się da. i już się jaram :3

    OdpowiedzUsuń