26 czerwca 2013

3. Chodząca perfekcja.

- Co ty tutaj robisz? – Lisa stanęła w progu salonu, szczerze zdziwiona widokiem wysokiej, szczupłej blondynki, siedzącej kilka kroków dalej, na wygodnej karmelowej kanapie. Słysząc słowa Bjoerna, oznajmiającego jej, że ktoś na nią czeka, przed oczyma przewinęły jej się chyba wszystkie możliwe scenariusze. Łącznie z tym, którego najbardziej się bała, a który wydawał się wręcz niemożliwie prawdopodobny. Gdy powłócząc nogami przechodziła przez zbyt krótki w tamtej koszmarnej chwili korytarz, z całych sił skupiała uwagę tylko i wyłącznie na jednym, pobożnym życzeniu. Niech to nie będzie on. Niech to nie będzie Tom. Powtarzała w myślach te słowa uparcie, niczym refren ulubionej piosenki. Wciąż stojąc na korytarzu, ale mając już możliwość zajrzenia do salonu, przymknęła na moment oczy, a turkusowy blask zgasł na sekundę, skryty pod długimi rzęsami. Gdy zdobyła się na odwagę i zrobiła kolejny krok, gdy z niepokojem spoglądała w głąb salonu, przez chwilę miała ochotę się roześmiać. Pragnienie to minęło jednak równie szybko, jak się pojawiło. Nie spodziewała się osoby, którą ujrzała, ale wiedziała, że zwiastuje ona tylko jedno – kłopoty. 
- Można by pomyśleć, że inaczej powinnaś mnie witać po tylu latach rozłąki – zaszczebiotała blondynka z uciechą w głosie, zbliżając się do Lisy i na krótką chwilę przytulając jej wątłe ciało. 
- Widziałyśmy się w zeszłe święta – mruknęła tamta. – To zaledwie kilka miesięcy, gdybyś nie umiała policzyć – dodała drwiąco, czując, że ta rozmowa będzie ciężką przeprawą. 
- Już zapomniałam jaka bywasz urocza – rzuciła blondynka, odsuwając się na kilka kroków, by móc oprzeć się o parapet i zawiesić wzrok na krajobrazie rozpościerającym się za oknem. 
- Daj spokój, Anette, powiedz mi po co tu przyszłaś? Skąd w ogóle wiesz, że tu jestem? – Lisa doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że ją atakuje. Że nie tak powinna wyglądać siostrzana rozmowa po długich miesiącach rozłąki. Ale ich rozmowy nigdy się nie układały, o ile w ogóle do nich dochodziło. Wspólne życie było trudne, ale rodzice na szczęście szybko zrozumieli, że jeden pokój dla dwóch tak silnych charakterów to stanowczo zbyt mało. Były wtedy kilkuletnimi dziewczynkami, a ona mogłaby przysiąc, że w pewnych kwestiach nic się od tamtej pory nie zmieniło.
- Byłam wczoraj u rodziców – odparła blondynka, jakby to miało wszystko wytłumaczyć. Przeczesała włosy palcami, odwracając oczy od przejrzystej okiennej szyby i zawieszając wzrok na młodszej siostrze. – Mama chciała przyjechać, ale wyperswadowałam jej ten pomysł. Dziwne, że ona nadal twierdzi, że jesteś tą samą dziewczynką, która uciekła z domu trzy lata temu. 
- Nigdzie nie uciekłam! Dobrze wiesz, że wyjechałam do pracy – warknęła Lisa, siadając na kanapie i biorąc do ręki jedną z kolorowych poduszek. Miała już dość brązowych oczu siostry ślizgających się po jej ciele, uważnie śledzących każdy jego centymetr, jakby sprawdzały czy wszystko jest na swoim miejscu. 
- Oczywiście – prychnęła Anette. – Bo przecież tutaj nigdy byś jej nie znalazła. – Ironizowała, wiedząc, że doprowadza tym siostrę do szewskiej pasji. Czekała na wybuch. Wyprowadzanie Lisy z równowagi od dziecka sprawiało jej dziwną, niewytłumaczalną satysfakcję. – A tak przy okazji, czy ty nie jesteś przypadkiem trochę za młoda na mieszkanie z obcym facetem? 
- Och, przestań. Ber nie jest obcy, to po pierwsze. Po drugie, to mój przyjaciel. A po trzecie… od kiedy zaczęło cię obchodzić gdzie i z kim mieszkam? – Dostrzegła na twarzy blondynki cień wrednego uśmiechu, błąkającego się po wąskich ustach i poczuła jak gdzieś w środku robi się jej gorąco. – Albo mi powiesz po co tu przyszłaś, albo kończymy tę rozmowę. Nie mam ochoty się z tobą użerać. 
Śmiech starszej z sióstr Teigen rozniósł się po pokoju, a Lisa aż zadrżała. Nienawidziła tego typu sytuacji i właśnie dlatego unikała wszelkich spotkań z członkami swojej rodziny. Nawet wracając do ojczyzny, wolała zatrzymać się u przyjaciół, niż pojechać do domu, który znała z dzieciństwa. Nienawidziła obłudy, fałszywej troski o jej dobro, nieszczerych gratulacji, gdy wspominała o swoich drobnych sukcesach. Nienawidziła nieustannych docinków siostry, jej do bólu słodkiego głosu i promiennych uśmiechów, które bezustannie wymieniały z matką. Milczenia ojca, znudzenia w głosie rodzicielki i skrzętnie ukrywanej pogardy w jej oczach. Nie lubiła wracać do domu, który nosił w sobie wszystkie wspomnienia smutnego dzieciństwa. 
- Odezwiesz się czy mam cię odprowadzić do drzwi? – warknęła, nie mogąc znieść delikatnego uśmiechu na twarzy siostry. 
- I po co te nerwy, kochanie? – Anette zgrabnym ruchem odbiła się od wysokiego parapetu i podeszła do usytuowanej na środku pokoju kanapy. Stukot jej obcasów niósł się po całym pomieszczeniu, a sięgająca kolan, karminowa sukienka i elegancka fryzura, zdawały się zbyt mocno kontrastować z wytartymi jeansami, kolorowym swetrem i rozczochranymi włosami jej siostry. – Wiesz, że wcale nie mam ochoty tu być. Mimo że twój przyjaciel jest bardzo miły i zabawiał mnie całkiem przyjemną rozmową, podczas gdy ty szwendałaś się po mieście, nie racząc odebrać telefonu – Lisa miała ochotę odpyskować, ale powstrzymał ją nieugięty wzrok siostry. Czuła się dziwnie, gdy Anette tonem kolekcjonerki wspomniała o Bjoernie i za nic w świecie nie chciała dopuścić do tego, by mówiła o nim, jak o każdym z mężczyzn, którego napotkała na swojej drodze. Zwłaszcza, że te spotkania zwykle nie kończyły się dla nich dobrze. Blondynka nie zwracała jednak najmniejszej uwagi na gotującą się w siostrze złość i żądzę mordu buzująca w jej oczach, nie znającym sprzeciwu tonem ciągnęła dalej: – Nie myśl sobie, że podoba mi się fakt, że tu jestem. Nie lubię marnować popołudni. Problem w tym, że musimy porozmawiać. – Dostrzegła zdziwione spojrzenie kobaltowych oczu siostry i całą siłą woli skupiła się na tym, by je ignorować. – Koniecznie – dodała, wstając gwałtownie z kanapy. Rzuciła kilka szybkich, krótkich słów, informując Lisę o miejscu i godzinie spotkania, przemknęła przez korytarz, obdarowując promiennym, choć pustym i nic nie znaczącym uśmiechem zdziwionego Bjoerna, wystawiającego głowę z kuchni z jabłkiem w jednej, a nożem w drugiej ręce, zarzuciła płaszcz na ramiona i wyszła z mieszkania, pozostawiając po sobie jedynie wyrazisty zapach jaśminowych perfum.
*****
   Wzdychając głośno, z dezaprobatą, próbowała wygonić z głowy obraz Anette. Spotkanie z siostrą wstrząsnęło nią na tyle mocno, iż gotowa była twierdzić, że nie ma ochoty jej widzieć przez co najmniej kilka kolejnych lat. Bo takie wizyty zawsze wywołują zamęt, a takie rozmowy doprowadzają do bólu głowy. Wiedziała, że nie uniknie kolejnego, wyznaczonego przez blondynkę, spotkania, a przez to tym bardziej wściekała się, że siostra miała czelność postawić nogę w tym mieszkaniu. Dostrzegła spojrzenie Bera, który wciąż nieudolnie próbował zamaskować zdziwienie. Była pewna, że na jego usta ciśnie się co najmniej kilka nurtujących go pytań, ale uznała, że najpierw zaspokoi własną ciekawość.
- Długo tu z tobą siedziała? – spytała podejrzliwie, wchodząc do kuchni i siadając przy drewnianym stole. Wzięła do ręki kawałek obranego przez przyjaciela jabłka i wrzuciła go do ust z tajemniczym uśmiechem.
- Trochę – odrzekł mężczyzna niepewnie, płaską stroną noża uderzając jej dłoń, gdy sięgała po kolejny kawałek owocu. – Nie spodziewałem się jej tutaj.
- Wierz mi, że ja też nie – przyznała szczerze Lisa, a w jej głosie słychać było nutę zmęczenia.
- Czego chciała?
- Nie mam bladego pojęcia. Pomarudziła jak zwykle, ponapawała się swoją wielkością i moją beznadziejnością i poszła. Chce się spotkać jutro, a ja nie mam ani jednego pomysłu na to, o co możesz jej chodzić. – Dziewczyna przyglądała się własnym dłoniom, zdrapując z paznokci kolorowy lakier. – Szczerze mówiąc, to najchętniej wymyśliłabym sobie jakąś wymówkę i w ogóle tam nie poszła – sapnęła, zakładając ramiona na stół i moszcząc na nic brodę.
- Myślałem, że masz już dość okłamywania ludzi – podłapał jej słowa Bjoern. – Dzisiaj na treningu Hilde był bardzo ciekaw dlaczego się z nim nie przywitałaś, skoro jesteś w kraju od dwóch dni.
- Och, daj spokój, chyba mu nie powiedziałeś? – żąchnęła się Lisa z wyraźnym wyrzutem w głosie.
- Nie patrz tak na mnie, pokrzycz sobie na Bardala – wyjaśnił szybko. – Ale chyba nie myślałaś, że przemkniesz się po Norwegii niezauważona? Zważywszy na to, że mieszkasz z jego kumplem z kadry, to naprawdę nie wiem na co liczyłaś.
- Przestań… Wcale tak nie myślałam, po prostu nie mam ochoty na spotkania z Hilde, jasne? Na razie mam ważniejszy problem na głowie. Masz jakikolwiek pomysł odnośnie celu wizyty Anette? Po jaką cholerę ja w ogóle mówiłam rodzicom, że przyjeżdżam? – Kierowała te słowa bardziej do siebie niż do niego, a on nie zamierzał jej przeszkadzać. Słuchał jej z rozbawieniem, nie dając niczego po sobie poznać. Jemu wizyta starszej z panien Teigen w żaden sposób nie przeszkodziła. Blondynka była miła, sympatyczna i inteligentna, co chwila rzucała trafnymi uwagami, miała śliczny uśmiech i idealnie wyglądała w perfekcyjnie skrojonej, ciemnoczerwonej sukience. Mając w pamięci wszystkie opowieści Lisy o siostrze, nie pozwolił sobie ulec jej urokowi, ale nie mógł też zaprzeczyć, że Anette była kobietą, w towarzystwie której czas mijał zadziwiająco prędko.
Dostrzegł rękę fruwającą przed swoim nosem, więc instynktownie złapał szczupły nadgarstek w dłoń i przygwoździł do blatu stołu.
- Czyli jednak jeszcze kontaktujesz – mruknęła Lisa, rozcierając czerwoną pręgę na skórze, spowodowaną zbyt silnym uściskiem.
- Przepraszam, zamyśliłem się – warknął, zły na siebie, wyrzucając sobie w myślach chwilową nostalgię.
- Zauważyłam. Może tobie powiedziała po co przyjechała? – spytała dziewczyna, a jej szafirowe oczy rozjarzyły się nadzieją. Wątły płomyk szybko jednak zgasł, gdy Bjoern zdecydowanie pokręcił głową. – No trudno. W takim razie chyba najlepiej będzie, jeśli pójdę spać. I tak nic sensownego nie wymyślę.
Lisa wstała z krzesła, odsuwając je z przeciągłym chrzęstem, przyprawiającym o gęsią skórkę. Wychodząc z kuchni związała, rozpuszczone do tej pory włosy, w wysoki kucyk i zabrała ze stojącej w korytarzu szafki swój telefon. Sprawdziła, czy ktoś dzwonił, ale urządzenie informowało ją jedynie o kilku nieodebranych połączeniach od Romoerena sprzed paru godzin. Westchnęła głośno i, zanim weszła do łazienki, rzuciła jeszcze przez ramię:
- Założę się, że to moja kochana mamuśka wysłała ją na przeszpiegi. Naprawdę by mnie to nie zdziwiło.
Bjoern jedynie się uśmiechnął, połykając duży kawałek jabłka, a w nozdrzach wciąż  czując przyjemny zapach jaśminu. 
*****
   Anette szybkim, pewnym krokiem, spieszyła przez brukowane chodniki Oslo. Wysoka, szczupła sylwetka, długie blond włosy spływające po plecach w delikatnych falach, tańczące do rytmu wybijanego przez jej zdecydowane kroki i nieco zdziwiony uśmiech błąkający się po wąskich, bladych ustach przyciągały spojrzenia przechodniów. Czuła na sobie wzrok starej kwiaciarki, której stoisko minęła kilka chwil wcześniej, widziała odwracającą się w jej kierunku głowę rozczochranego nastolatka, niosącego na plecach gitarę, doskonale zdawała sobie sprawę z błądzących po jej ciele oczu młodego mężczyzny, przytrzymującego dla niej drzwi kawiarni. Uśmiechnęła się do niego zalotnie, wiedząc, że tym drobnym, tak niewiele dla niej znaczącym gestem, wzbudzi w głowie bruneta prawdziwy zamęt. Od zawsze lubiła, by zwracano na nią uwagę. Mając piętnaście lat, zdała sobie sprawę ze swojej urody, której nigdy później nie ośmieliła się zaniedbać. Malowała oczy, by za pomocą czarnej kreski nadać im głębszego wyrazu, pociągała usta szminką – najpierw bladoróżową, a po osiągnięciu pełnoletności krwistoczerwoną. Jej wieczornym rytuałem stało się czesanie włosów. Z upodobaniem spędzała długie minuty przed stojącym w pokoju lustrem, z drewnianym grzebieniem w ręku, uśmiechając się do własnego odbicia i zatapiając długie zęby narzędzia w gęstych puklach, spływających płynną falą na ramiona. Zazdrość w oczach kobiet i zachwyt wzbudzany wśród mężczyzn sprawiały jej satysfakcję. Lubiła czuć na sobie wzrok innych, przyciągać uwagę i stać w centrum zainteresowania. Próżność wpojona jej już w dzieciństwie nigdy nie zniknęła. Chowała się pod długimi, czarnymi rzęsami, niewinnie spuszczanymi na brązowe oczy. Kryła się w słodkich uśmiechach i subtelnych, pozornie przypadkowych gestach. Czaiła się w każdym słowie i spojrzeniu, którymi dawna, urocza Nettie, z której niewiele już pozostało, walczyła o uwielbienie.
   Stukot wysokich obcasów poniósł się po przestronnym pomieszczeniu, ściągając na nią przypadkowe spojrzenia, chwilowo skonsternowanych i wytrąconych z równowagi gości. Uśmiechnęła się przepraszająco, podchodząc do upatrzonego przed sekundą stolika w centrum sali. Przewiesiła płaszcz przez oparcie jednego z wolnych foteli i rozsiadła się wygodnie we własnym, zakładając nogę na nogę. Stukając niecierpliwie długimi, ciemnoczerwonymi paznokciami, o blat stołu, czekała na podejście jednego z wystrojonych w białe koszule kelnerów. Zamówiła mocną, czarną kawę, a upijając pierwszy jej łyk z porcelanowej filiżanki, powtarzała w myślach, przygotowaną dużo wcześniej, przemowę. Wiedziała, że nie ustrzeże się od niewygodnych, irytujących pytań ze strony Lisy, dlatego chciała jej powiedzieć wszystko od razu, przejść do rzeczy już od pierwszego słowa i jak najszybciej mieć tę rozmowę za sobą. Nie chodziło jej bynajmniej o uciążliwy, nieco krępujący temat dysputy, którą musiała przeprowadzić. Nie, Anette po prostu nie lubiła tracić czasu. Zerknęła na wiszący na ścianie zegar i porównała wskazywaną przez niego godzinę z własnym, od kilku lat zdobiącym jej lewą rękę. Z wyraźnym westchnieniem dezaprobaty uniosła do góry delikatną filiżankę i pociągnęła kolejny łyk czarnej cieczy. Świeży, mocny aromat kawy przyjemnie orzeźwiał i uspokajał. Wyciągnęła z torebki książkę i zagłębiła się w kolejny rozdział wciągającego portretu psychologicznego głównej bohaterki. Nie spodziewała się siostry o czasie; Lisa nigdy nie grzeszyła punktualnością.
*****
- Bjoern, błagam cię, przecież wiesz, że jestem umówiona – zdenerwowany głos dziewczyny na chwilę zagłuszył roznoszące się we wnętrzu samochodu dźwięki wydobywające się z radia. – Kretyńska piosenka – dodała, szybko zmieniając stację.
- Wiem, ale Anette może chyba poczekać, co? Pięć minut jej nie zbawi. – Romoeren rzucił rozbawione spojrzenie na siedzącą tuż obok niego Lisę. Jej obrażona mina wywoływała jedynie uśmiech.
- Sęk w tym, że nie może. A te pięć minut na pewno ją zbawi, nie zdziwiłabym się, gdyby miała mi je kiedyś wypomnieć, znajdując się na łożu śmierci. Przecież wiesz jaka ona jest… – westchnęła ciężko, nie kończąc zdania.
- Okropna? – podpowiedział wesoło, siedzący na tylnym siedzeniu Bardal.
- Jędzowata? – dodał Kim, udając, że głęboko się nad tym zastanawia.
- Wredna – zawyrokował Rune, nie zważając na Lisę, wychylającą się do tyłu i wystawiającą do niego język.
- Utrafiliście w sedno, jakby nie patrzeć. Wszyscy trzej – potwierdziła, nie spuszczając oczu z Bjoerna. Miała ochotę oderwać jego duże dłonie od kierownicy i sama poprowadzić samochód dalej. Kierunek, który obrał blondyn ani trochę jej nie odpowiadał. – Ber, błagam cię, byłam z wami na treningu, zjadłam obiad w tym – zastanowiła się, po raz kolejny odwracając się do tyłu i mierząc przyjaciół uważnym spojrzeniem – w tym wątpliwie sympatycznym i urodziwym towarzystwie.
- Ej! – oburzył się Kim, a pozostała dwójka poparła jego protest zdecydowanymi kiwnięciami głową.
- Więc chyba możesz mi już dać spokój, co? – Dokończyła dziewczyna, nie zważając na głosy dobiegające z tylnego siedzenia. – Zanim odwieziesz tych wszystkich dupków do domu będzie przecież wieczór!
- Czy ja dobrze usłyszałem? Dupków? – pytający głos Bardala wzniósł się ponad kolejne oburzone okrzyki Kima.
- Mnie się tu obraża – warknął Sorssel – i ja stąd w tej chwili wychodzę. A raczej wyszedłbym, gdyby nie fakt, że Berni zaoferował podwózkę pod sam dom – wyszczerzył się rozbrajająco w kierunku miotającej się na swoim siedzeniu Lisy. Był pewien, że gdyby nie powstrzymujące ją samochodowe pasy bezpieczeństwa, rzuciłaby się na Romoerena, wyrzuciła go z samochodu i pojechała prosto do centrum, gdzie umówiła się z siostrą. Wszyscy byli zmuszeni do słuchania o tym spotkaniu od samego rana i każdy z nich miał już szczerze dość jej narzekań, utyskiwań na Anette, opowieści o tym, jaka to jest zła i niedobra oraz wciąż pojawiających się pytań o to, czy nie mają jakiegoś pomysłu w związku z celem zapowiedzianej na dziś rozmowy. Szczerze dziwił się Bjoernowi. Po pierwsze, że jeszcze nie wyrzucił jej z samochodu, bo jemu donośny głos dziewczyny, bez ustanku brzmiący w uszach, wybitnie działał na nerwy. A poza tym zastanawiał się dlaczego kolega aż tak bardzo upiera się przy swoim i nie może odwieźć najpierw Lisy, a dopiero potem ich. Odważył się nawet to zaproponować, sądząc, że wpadł na genialny pomysł, ale mrożące spojrzenie Bjoerna, którym zmierzył go po usłyszeniu tych słów, szybko uświadomiło mu, że się mylił.
- Okej, Velta wyskakuj, jesteśmy pod twoim domem – rzucił Bjoern, zatrzymując się przy jednopiętrowym budynku, otoczonym zadbanym trawnikiem. – A teraz Kim – dodał, gdy tylko za młodym blondynem, z trzaskiem zamknęły się drzwi samochodu.
Gdy po kolejnych kilkunastu minutach zatrzymali się po raz trzeci i z samochodu wysiadł Anders, Lisa wręcz gotowała się ze złości. Od dłuższego czasu się nie odzywała, co niezwykle cieszyło siedzącego jeszcze do niedawna na tylnym siedzeniu Kima. W geście desperacji próbowała udawać obrażoną, łudząc się, że Bjoern się na to nabierze.
- To jak, jedziemy do tej kawiarni? – zapytał wesoło, wyraźnie z czegoś zadowolony.
- Myślisz, że ona jeszcze tam siedzi? – odpowiedziała pytaniem, odrywając głowę od chłodnej szyby i odwracając się w jego stronę. – Nigdy nie byłam punktualna, ale przez ciebie jestem już spóźniona pół godziny.
- Więc chyba spodoba ci się mój pomysł – podłapał zaciekawione spojrzenie brunetki, więc ciągnął dalej. – Skoro Anette już zdążyła o tobie zapomnieć i jechanie tam nie ma sensu…
- Co ty knujesz? – przerwała mu ze zdenerwowaniem Lisa.
- Co byś powiedziała na spotkanie ze starym przyjacielem? Toma nie było na treningu, ale wiem, gdzie na pewno go znajdziemy – uśmiechnął się, wyraźnie zadowolony ze swoich słów. Przez chwilę sądził nawet, że dziewczyna się zgodzi, długo milczała, wpatrując się w niego z ze zdziwieniem. Kobaltowe oczy na moment rozjarzyły się światłem.
- Ty chyba zwariowałeś, Romoeren! – wrzasnęła, a on mógł przysiąc, że jego ukochane Volvo się zatrzęsło. – W tej chwili masz mnie zawieźć do miasta. Kawiarnia ‚Pod waniliami’, przy ratuszu. I nie obchodzi mnie czy ci się to podoba czy nie – dodała, widząc, że mężczyzna zamierza dyskutować. – W tej chwili! – warknęła, odwracając głowę do okna i przyklejając nos do szyby. Zwinęła dłonie w pięści i przycisnęła je do własnych kolan. Była zła. Wirujące za samochodowym oknem widoki, rozmywały się, zanim zdążyła uświadomić sobie co przedstawiają. Była zła, bo nikt, nawet on, nie miał prawa decydować o jej życiu.

1 komentarz:

  1. Trafiłam tutaj wczoraj. Był środek nocy, więc zdążyłam przeczytać tylko dwa rozdziały i pewnie trochę czasu zajmie mi nadrobienie wszystkiego. Ale aż dziw, że mnie wcześniej nie było. Ta historia jest perfekcyjna. Napisana i poprowadzona w sposób doskonały. A Bera uwielbiam :))

    OdpowiedzUsuń